niedziela, 30 października 2016

Ostatni raz: Trochę ode mnie

Cześć Wam!

Dawno mnie tu nie było, dawno też do Was nie pisałam. 
Dziwnie mi pisać ten post po tak długiej przygodzie z blogiem, ale niestety tak musi się stać.
Mianowicie rozdział, który przeczytaliście 3 miesiące temu był ostatnim rozdziałem jaki byłam i będę w stanie napisać. Trochę się u mnie wydarzyło i całkowicie straciłam chęć do pisania. Siedzę przed pustą stroną i nie jestem w stanie napisać nawet trzech zdań.
Przepraszam Was najmocniej i przeogromnie, z całego serca dziękuję tym, którzy czytali regularnie i oczekiwali następnych rozdziałów, przepraszam, że Was zawodzę ale innego wyjścia nie widzę. 
Tak, więc ostatni raz przepraszam i dziękuję,
Magda

piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 35

Aiden pędził, przez zaśnieżone alejki parku.
-Zwolnij trochę!- wysapałam próbując go dogonić.
-Dobrze wiesz, że nie mogę. Coś naprawdę ważnego może się dziać- odpowiedział tonem wyzbytym z jakich kol wiek emocji.
Po chwili wpadliśmy do naszego domu, tam czekał już na nas William Cast.
-Dzień Dobry Wasza Wysokość, przepraszam, że musiałem tak panienkę oderwać od zajęcia ale mam ważną sprawę do przekazania.
-Nic się nie stało. O co chodzi?- zapytałam starając zapanować się nad moim oddechem.
-Przynoszę wieści dotyczące Strażników Tiny-zamilkł na chwilę czekając na moją reakcję, ja jednak czekałam na to co on ma mi do powiedzenia.- Mianowicie na ostatniej radzie podjęto decyzję odebrania jej Strażników.
-Mogę wiedzieć dlaczego?
-Otóż mamy niepokojące wieści z zewnątrz, więc jak możemy staramy się zapewnić opiekę wszystkim uczniom, a nie tylko wybranym jednostką.
-A co to za wieści?
-Nic czym panienka musiałaby się martwić.
-Dobrze, w takim razie nie pozostaje mi nic więcej niż podziękować panu za informację- wiedziałam, że lepiej nie spierać się z Castem, decyzja została podjęta. Tina wyglądała dzisiaj na szczęśliwą, nie przypominała już tej zastraszonej dziewczyny z Sali szpitalnej.- Jeżeli to już wszystko bardzo dziękuję panu za wizytę, Dowidzenia- dodałam otwierając przed nim drzwi.
-Dowiedzenia Wasza Wysokość- odparł i wyszedł z domu.
Zamknęłam za nim i ruszyłam do salonu, gdzie opadłam na miękką kanapę.
-Wszystko w porządku?- zapytał Aiden siadając obok mnie.
-W jak najlepszym. Pójdę zająć się zadaniami na nadchodzący tydzień- wstałam i ruszyłam do mojej sypialni.
Ciężko było mi tu wracać i widzieć puste miejsca po rzeczach Toma. Skierowałam się do parapetu, na którym usiadłam i przywołałam do siebie książkę mojej matki.
-Gdzie jesteś?- posłałam pytanie w przestrzeń. Nie miałam pojęcia o tak wielu rzeczach. Wiem tyle, że moi rodzice gdzieś się ukrywają. Ale gdzie? Czy nadal mają władzę w swoich rękach? Jak poddani reagują na to, że od lat nie widzieli swoich władców?
Otwarłam starą książeczkę i po raz tysiączny wertowałam uważnie pożółkłe strony. Nic się na nich nie zmieniło, nie dostałam żadnej wiadomości, żadnego znaku. Miałam tylko adres rodziców zastępczych mojej siostry. Podeszłam do biurka, na którym leżał laptop i wpisałam do sieci adres.  Wiedziałam już, że miejsce ich zamieszkania i Akademię dzielą zaledwie trzy godziny drogi, teraz się upewniłam. Aż do kwietnia nie uda mi się wydostać z Akademii na tyle długo abym mogła tam pojechać. Czekało mnie półtora miesiąca planowania naszej eskapady,  musiałam też pozbyć się eskorty i wyjaśnić moim zastępczym rodzicom, że nie odwiedzę ich podczas przerwy wiosennej.
Pogrążyłam się w poszukiwaniu informacji na temat tamtego miejsca, od komputera oderwało mnie dopiero pukanie do drzwi.
-Proszę- zawołałam wstając i wychodząc na spotkanie gościowi.
-Już po 17, zjesz coś?- zapytała Lola wchodząć.
-Jasne, stołówka czy sami coś gotujemy?- przywołałam na twarz szeroki uśmiech i ruszyłam stronę wyjścia.
-Dante przy pomocy Aidena przygotowali prawdziwą ucztę!- zapiszczała Lola.
-No to chodź- pociągnęłam ją za sobą.
W kuchni przywitał nas zapach pieczonego kurczaka i ziemniaków, na stole stały już dwie miski po brzegi wypełnione surówkami, dzbanek parującej herbaty, Dante właśnie wyciągał z piekarnika swoje dzieło.
-Ale pysznie pachnie- byłam zachwycona, uwielbiałam kiedy Dante nam gotował. Był prawdziwym mistrzem.
-Czy ja czuję popisowego kurczaka?- do kuchni wpadł zdyszany Mikołaj, a po czole spływały mu jeszcze kropelki potu.
-Gdzieś ty był?- naskoczyła na niego Lola
-Na siłowni- wyjaśnił przysiadając się do nas.
-Och nareszcie jedzenie!- zapiszczała Sel również przekraczając próg pomieszczenia.- Zawalili nas taką ilością zadać- zaczęła narzekać.- Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz coś jadłam-opadła na krzesło obok mnie.
-Sel, wiesz, że większość prac jakie nam zadają mają tygodniowy termin oddania?- zapytałam przyjaciółkę.
-Oczywiście, że tak, ale po co robić sobie zaległości?- każdy z nas dobrze wiedziała, że ta na pozór lubiąca tylko imprezować dziewczyna to tak naprawdę skryty geniusz.- A mówiąc o zaległościach, pamiętasz, że jutro mija ci termin oddania wszystkich zaległych prac?
-O matko! Zapomniała- zajęczałam załamując się.- Została mi jeszcze historia i biologia.
-Mogę pomóc z historią- zaoferował się nowy Strażnik.
-Naprawdę?- ulżyło mi, historia to przedmiot, który sprawia mi największy problem. Wręcz zasypiam na tych lekcjach.
-Jasne, po kolacji pokarzesz mi co tam masz- uśmiechnął się szeroko. Wyglądał przezabawnie z wielką łyżką w ręce i w różowym fartuszku nałożonym na dres.
Chłopcy dokończyli przygotowywanie posiłku i podali nam nasze talerze.
-Smacznego- uradowany Dante zachęcił nas do jedzenia.
Jak zwykle wszyscy komplementowali jego kuchnię i zachwycali się talentem kulinarnym. Cała nasza paczka po skończonym posiłku stwierdziła, że oglądnął jakiś film, ja niestety musiałam udać się do swojego pokoju napisać eseje.
-To co tam musimy napisać?- dołączył do niej Aiden.
-Tytuł brzmi: „Koniec imperium rodziny Exeplar”, nawet nie mam pojęcia o co chodzi.
-To dość stara historia, w ludzkiej szkole byś się o tym nie uczuła- wyjaśnił mi, ale mało mi to mówiło.
-Możesz mi opowiedzieć o co chodzi?
-Jasne, chodź usiądziemy bo trochę opowiadania jest- usiadł na dywanie opierając się plecami o moje łóżko, poszłam w jego ślady i już po chwili zaczął opowieść.
-Nasze państwo zostało założone 500 lat temu. Dokonała tego właśnie rodzina Exemplar, ród czarownic pochodzący z tych terenów. Z początku zbierali pod swoje skrzydła czarownie z całego świata tworząc tutaj dla nich azyl. Nigdzie stworzenia nadprzyrodzone nie były bezpieczne, wszędzie dochodziło do masowych mordów. Oni postanowili, że stworzą dla nas państwo, w którym będziemy bezpieczni. Najpierw sprowadzali tutaj czarownice z uwagi na to, że to ich własny gatunek i najlepsza broń przeciwko ludziom. Długo walczyli o to aby zdobyć choć kawałek tych ziem. W końcu udało im się to i wieść o niezależnym państwie przyjaznym dla wszystkich gatunków szybko rozeszła się po świecie. Z początku przybywały tu tylko potężne rody wilkołaków, zmiennokształtnych, wróżek i wampirów. Po kilku latach udało się też wyrwać z niewoli innym mniejszym rodzinom, a nawet pojedynczym jednostką. Exemplar’owie rządzili w spokoju przez ponad 200 lat. Wówczas odezwał się głos buntu ze strony innych potężnych rodów, nie tylko czarownic. Ówcześni władcy podjęli decyzję o tym, że jeżeli ich rodzina nie wyda męskiego potomka władze po nich przejmą wilkołaki, rodzina Lupussemen, następni w kolejce byli Rosanigrum’owie. Niecałe 200 lat później stała się wielka tragedia dla tego potężnego rodu, młody król Henrik zginął młodo nie pozostawiając po sobie potomka. Tak jak zostało postanowione władzę miały przejąć wilkołaki. Jednak tak się nie stało. W obywatelach zaczął rozwijać się niepokój, rasa ta była uważana za nieokrzesaną, wybuchowa i szukającą okazji do wojen, dlatego też lud zbuntował się i chciał aby władzę przejęły ponownie czarownice. Jak się spodziewasz Lupussemen’owie nie byli z tego zadowoleni jednak oddali tron bez walki. Wtedy rządzy objęli twoi przodkowie. Jak dobrze już pewnie liczysz państwo pozostało w ich rękach przez zaledwie sto lat. Twoja rodzina nie za dobrze radziła sobie z byciem władcami. Poddani wszczynali bunty, protestowali, woleli już aby tron przejąć mieli Lupussemen’owie. Jednak Rossanigrum’owie byli nie ugięci. Zmienili prawo, jeżeli nie doczekaliby się męskiego potomka, władze miała mów objąć córka króla. Dopiero jeżeli władca nie doczekałby się żadnego potomka czystej krwi na tron wchodziła nowa rodzina, a w kolejce byli Exemplar’owie i wilkołaki, innym rasom nie spieszno było do władania krajem. Ta decyzja doprowadziła do wojny domowe, król nie mógł poradzić sobie z uspokojeniem narodu. Wtedy do akcji wkroczył król Dorjan, podbił niezależna państwo nadprzyrodzonych i wcielił je do swoich ziemi. Sprawił, że ludzie zapominali o naszym istnieniu, ukrywał nas tutaj, nie pozwalając na wycieczki po za nasze stare granice. Nadprzyrodzeni nadal jednak posiadali swoją rodzinę królewską, na nieistniejący tron chcieli powrócić Exemplar’owie jednak twoja rodzina im na to nie pozwoliła. Stary rud odszedł w cień próbując pogodzić się z upadkiem ich ukochanego kraju.
Po skończeniu swojego opowiadania spojrzał mi w oczy
-To nie znaczy, że tytuł ci się nie zależy- powiedział ujmując moją dłoń.
Ja jednak milczałam jak zaklęta. Po praz pierwszy usłyszałam pełen zarys historii kraju, z którego pochodzę, historii moich nowych poddanych. Nie cieszyłam się już więcej z tego, że jestem tymczasową królową, moja rodzina nie przyniosła swojemu narodowi nic pożytecznego. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju
-Skoro dokument mówił o potomku czystej krwi to jakim cudem ja mogę zostać tak zwaną królową?-zapytałam.
-Już będąc częścią Monarchii Dorjanowskiej twój pradziadek zniósł dekret zabraniający na mieszanie się ras, a żeby podkreślić, że nawet rodzina królewska otwarta jest na takie związki zaręczył swoją wówczas roczną wnuczkę ze zmiennokształtnym szlachcicem.
-Lud przyjął to tak po prostu?
-Odkąd byliśmy tak naprawdę w ludzkiej niewoli jakoś łatwiej przychodziło rasom się krzyżować, dowiedzieliśmy się, że bardzo rzadko powstają mieszańce, dzieci najczęściej rodzą się po prostu rasy jednego z rodziców. Dlatego też tylko te główne rody pozostawały czyste.
Siedzieliśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu. W mojej głowie kotłowały się tysiące myśli.
-Co stało się z Exemplar’ami?- zapytałam w końcu.
-Nadal żyją na uboczu, istnieje plotka o tym, że ich sprzymierzeńcy założyli tajną organizację, która ma na celu zneutralizować twój ród i na nowo wprowadzić ich na tron.
-Myślisz, że to oni są odpowiedzialni za ataki na czarowni i inne istoty?
-Nie sądzę, to sprawka kogoś innego. Jedynie atak na rodzinę siostry królowej to może być ich sprawka, o ile w ogóle istnieją.
-Dziękuję, że powiedziałeś mi to wszystko. Zapewne nie powinieneś.
-Chodzisz na lekcje tej historii, gdybyś na nich uważała już byś to wszystko wiedziała- odparł i zaczął się ze mnie śmiać.
-Masz rację, głuptas ze mnie- również zaczęłam się śmiać sama z siebie.- Powinnam już zabrać się za te eseje, bo nie zmrużę oka nawet na godzinę-zajęczałam.
-Mogę napisać ten z historii- ponownie zaoferował mi swoją pomoc.
-Nie dziękuję, coś czuję, że powinnam zacząć się interesować tym przedmiotem- uśmiechnęłam się do niego szeroko i wstałam z zamiarem odszukania podręczników.
-Jak wolisz- Aiden również podniósł się z podłogi.- Pójdę do reszty. Powodzenia i dobranoc.
-Dobranoc!- krzyknęłam za nim.- Jeszcze raz dziękuję!
Kiedy wyszedł z pokoju zabrałam się do pracy. Po kilku godzinach skończyłam obie prace i mogłam w końcu położyć się do łóżka. Budzik na nocnym stoliku wskazywał drugą w nocy. Miałam przed sobą cztery godziny snu. To musiało wystarczyć.
***
Denerwujące pikanie nie chciało ustąpić, zakryłam głowę poduszką z zamiarem pójścia dalej spać kiedy uświadomiłam sobie, ze ten nieznośny dźwięk dochodzi z mojego budzika. Poderwałam się prędko z łóżka, nie zauważyłam, że spałam na jego krawędzi i runęłam na podłogę. Podniosłam się pocierając obolałe od upadku plecy, wyłączyłam budzik i już całkiem obudzona ruszyłam po ubrania. Wzięłam z półki pierwsze lepsze legginsy i sportowy top, przebrałam się, chwyciłam kurtkę i kluczyki od samochodu i wyszłam z pomieszczenia. Jak ojciec obiecał tak zrobił. Moje cienie zniknęły, a ja byłam wolna, dostałam przepustkę na opuszczanie akademii, więc w ten mroźny poniedziałek o 4:30 rano ruszyłam na salę treningową. O dziwo nie spotkałam Nate’a na parkingu, ciekawe ile wcześniej pojechał aby nikt nie nabrał podejrzeń. Mając spory zapas czasu niespiesznie przemierzałam zaśnieżone drogi.
Kiedy dojechałam na miejsce ściągnęłam z siebie moją przykrywkę i ruszyłam na trening. Na sali czekał już na mnie mój ojciec razem z jego nowym podopiecznym.
-W samą morę- powiedział patrząc na zegar, który wskazywał punkt 5:00.
-Też miło mi cię widzieć tato- odpowiedziałam zaczynając rozgrzewkę.
Po półtoragodzinnym wycisku danym nam przez mojego rodziciela byliśmy padnięci, a przed nami cały dzień nauki. Wzięłam szybki prysznic i bez słowa wróciłam do swojego samochodu, a później do Akademii. Miałam pół godziny do śniadania, więc przebrałam się w mundurek, spakowałam plecak i byłam gotowa na następny dzień bycia Tiną.
***
Czy mój ród naprawdę jest taki zły?- myślałam. W efekcie poddani kochali moich rodziców, przynajmniej taką wersję znałam. Może tak naprawdę nikt nie chce abym objęła rządy. Do tego plany odwiedzin zastępczych rodziców mojej siostry, nie powiedziałam o nich jeszcze moim towarzyszą i tak liczyłam się z tym, że im się to nie spodoba. Jeszcze nie wiedziałam jak mielibyśmy tego dokonać bez niczyjej wiedzy, ale mam na to czas.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek kończący lekcje w tym tygodniu. Nawet nie zauważyłam kiedy minął cały tydzień, byłam zawalona sprawdzianami, kartkówkami i zadaniami domowymi. Do tego Mikołaj nie dawał mi spokoju i codziennie pilnował mnie abym ćwiczyła rozmaite zaklęcia.
Razem z całą klasą ruszyłam do wyjścia ze szkoły. Na dziedzińcu dogoniła mnie Sel, widać było, że bardzo się czymś cieszy.
-Jutro nasze zawody!- zapiszczała.- Pamiętasz, że obiecałaś, że przyjedziecie?
Całkowicie zapomniałam o obietnicy danej przyjaciółce, całe szczęście ona dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
-Oczywiście- uśmiechnęłam się szeroko.- Mikołaj będzie zachwycony!
-No ja myślę- puściła do mnie oczko, co miało znaczyć, że doskonale wie o mojej krótkiej pamięci.- Jutro o 11 na sali gimnastycznej! Pamiętaj o niebieskim kolorze- piszczała uradowana.- A jeżeli wygramy przydało by się niezapomniane przyjęcia, a wiesz, jestem kapitanką…
-Wiem do czego dążysz. Możesz do tego celu wykorzystać nasz dom- uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciółki.
-Jesteś kochana- zapiszczała ponownie.- Pospiesz się, musimy wszystko przygotować!
_______________________________________________________________________



Cześć!
Jak obiecałam tak jest. Zapraszam na nowy rozdział. Jest on chyba najdłuższy ze wszystkich. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Bardzo proszę o pozostawienie jakiekolwiek, króciutkiego komentarza po sobie, również zachęcam do odwiedzania Facebook’a gdzie będę Wam przekazywać najświeższe informację.
Chciałabym nawiązać z Wami, moimi czytelnikami jakiś kontakt, dlatego proszę Was, pokażcie, że jesteście.
Magda

Cześć!

Chyba już tradycją stało się to, że przepraszam Was za brak rozdziałów.
Tym razem nie będzie inaczej.
PRZEPRASZAM.
Naprawdę, ale w ostatnim czasie co siadałam do napisania nowego rozdziału po trzech zdaniach kasowałam plik bo coś mi nie pasowało. Widzę, że mimo to odwiedzacie mnie i bardzo mnie to cieszy. Dzisiaj zmotywowałam się i postanowiłam napisać rozdział i go dodać.
Mam nadzieję, że przeczytacie  i pozostawicie po sobie jakiś znak.
Jestem zadowolona, że niemal każdego dnia choć jedna osoba pojawia się tutaj. Wiele to dla mnie znaczy. Bardzo chciałabym żebyście pozostawili po sobie komentarz, nie musi zawierać długiej opinii, ale chciałabym wiedzieć cokolwiek od Was na temat mojego opowiadania.
Zapraszam również na Facebook'a


Magda

wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 34

-Ja również za nią nie przepadam- uśmiechnęłam się do starego przyjaciela.- Tato czemu nie powiedziałeś mi, że to Nate?
-Wiedziałem, że za raz popędzisz aby go zobaczyć, a tak to on musiał wykazać się chęcią poszukania Ciebie, znaczy Tiny- odpowiedział mi i popatrzył znacząco na mojego nowego partnera.- Ty niestety nie spełniłeś moich oczekiwań Nate. Mam nadzieję, że nadrobisz to następnym razem. Teraz przejdźmy do treningu.
Mój tata zawsze należał do ostrych i wymagających trenerów ale dzisiaj przeszedł samego siebie. Po niespełna dwu godzinnym treningu obydwoje byliśmy wykończeni i bez siły leżeliśmy na podłodze sali gimnastycznej, a nasz kat krążył nad nami.
-Musze przyznać z niechęcią, że obydwoje zawiedliście moje oczekiwania. Nie myślałem, że dwójka agentów wypełniających najważniejsze zadanie jest w tak słabej kondycji-powtarzał cały czas to samo w bardzo nieprzyjemny sposób.
-Tato daj spokój- zajęczałam próbując wstać.- Leżałam w szpitalu prawie trzy tygodnie-próbowałam się wytłumaczyć.
-Słaba wymówka moja miła- ojciec wściekł się chyba jeszcze bardziej.- Agent nigdy nie powinien wypaść z formy!
-Tato, ciesz się, że byłam w stanie utrzymywać zaklęcie przez ten czas i to w taki sposób, że ona go nie wyniuchała.
-Skoro już mowa o Mariel- wtrącił się Nate.- To jakim cudem ona jeszcze nie wyczuła u ciebie magii?
-Sama się zastanawiam mówiąc szczerze. Skoro kontaktowała się z matką naturą to musi mieć potężną moc, może po prostu nie umie jej jeszcze do końca użyć.
-To jest prawdopodobne, ale robi się co raz silniejsza i musisz spróbować ograniczyć z nią kontakt do minimum- mój ojciec nadal wyglądał jakby chciał nas zabić, ale złość z jego głodu już niknęła.
-Postaram się ale nic nie obiecuje. Możemy już iść?- z wysiłkiem wstałam z ziemi.
-Tak. Widzimy się jutro o 6- mojemu ojcu odpowiedział jęk niezadowolenia Nate’a
-Tato! Nie ma szans, żebym się tu dostała! Mam dwa cienie- przypomniałam mu. Mój ojciec na chwilę zamilkł patrząc się na mnie, wyglądał jakby myślał nad czymś bardzo intensywnie.
-Skontaktuje się z Cast’em, zobaczymy co da się zrobić- zamurowało mnie ze zdziwienia. Nie wiedziałam, że ten stary, kochający swój ciepły stołek strażnik odważył się prowadzić z nami jakiekolwiek rozmowy.
-Jesteś pewien, że on działa w naszej sprawie?
-Jeszcze nie całkiem, ale warto spróbować, a ty musisz być w formie, nie możemy odpuszczać treningów.
-Dobrze, do jutra w takim razie.
Ruszyłam do szatni gdzie zastałam Nate’a wychodzącego spod prysznica, miał zaledwie ręcznik owinięty na biodrach, a kropelki wody spływały mu z mokrych blond włosów. Jego ciało bardzo się zmieniło przez te pięć lat, każdy jego mięsień był mocno zarysowany na jasnej skórze, jego umięśnioną lewą pierś zdobił tatuaż, typowy znak dla każdego agenta, ja swój nosiłam na żebrach pod lewą piersią. Stałam tak i patrzyłam się na nowego Nate’a, byłam ciekawa jak bardzo się zmienił.
-Co się tak gapisz mała?- zapytał uśmiechając się przy tym szeroko.
-Zmieniłeś się- odpowiedziałam, jednak nie udzielił mi się jego radosny nastrój.
-Tylko troszkę wydoroślałem i przybrałem na masie- zauważył, że nie mam ochoty na żarty.- W środku jestem tym samym chłopcem, z którym pożegnałaś się prawie sześć lat temu- uśmiechnął się pokrzepiająco i podszedł do mnie na tyle blisko, że mój nos niemal dotykał jego klatki piersiowej. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego szare oczy.
-Za to ja nie wiem już kim jestem- wyszeptałam i opuściłam głowę.
-Hej- delikatnie położył dłoń na moim podbródku i sprawił, że musiałam się na niego patrzeć.- Wiem, że nasze życie nie należy do najłatwiejszych, a tym bardziej Twoje. Ja tylko udaje kogoś innego, ty się stajesz inną osobą, zmieniasz wygląd, sposób życia, nawet rasę. Ale tu- drugą ręką wskazał na moje serce- w środku wiesz jaka naprawdę jesteś, ono nie zapomina.
-Dziękuję- wydusiłam z siebie.- Cieszę się, że znów możemy mieć siebie. Tęskniłam.
-Ja też mała, ja też- po tych słowach przygarnął mnie mocno do siebie, dobrze było znaleźć się znów w bezpiecznych ramionach przyjaciela.
Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, każde z nas wiedziało, że jak tylko się puścimy będziemy musieli wyjść z szatni i na nowo ubrać nasze maski.
-Musimy się zbierać- powiedział cichutko obok mojego ucha.
-Wiem- niespiesznie odsunęłam się od niego. Podeszłam do mojej torby i wyjęłam z niej kosmetyczkę i ręcznik.
-Myślisz, że znajdziesz chwilę na potrenigową kawę?- zawołał za mną.
-Myślę, że tak- odkrzyknęłam zasuwając za sobą zasłonkę prysznica.
Wzięłam szybki, zimny prysznic dla otrzeźwienia umysłu. Kiedy wyszłam z szatni, Nate stał pod drzwiami na zewnątrz i rozmawiał z moim ojcem. Obydwoje zamilkli kiedy podeszłam do nich.
-Co się dzieje?- zapytałam widząc ich zmartwione miny.
-Nina dobrze się czujesz?- zapytał mnie tata z rzadko spotykaną troską w głosie.
-Tak, dlaczego pytasz?- popatrzyłam na niego uważnie.
-Tak po prostu córeczko- jego odpowiedź była zaskakująca, kochałam mojego ojca ale on nigdy nie był typem kochającego, wylewnego ojca uwielbiającego swoją jedyną córeczkę.
-Dobrze tato- uśmiechnęłam się i uścisnęłam go na odchodne.
-To gdzie jedziemy na kawę?- zapytałam mojego przyjaciela.
-Niedaleko stąd jest mała, cicha kawiarnia myślę, że uda nam się tam porozmawiać w spokoju. Jedź za mną.
Wsiadłam do mojego garbusa i ruszyłam za czarnym SUV’em Nate’a. Jechaliśmy drogą prowadzącą do małego górskiego miasteczka, wyglądało jak wymarłe, puste ulice, brak dzieci biegających po podwórkach, sygnalizatory świetlne wyłączone. Jedyną oznaką życia były tutaj dwa sklepy, których parkingi były pełne, to znaczy stało przed nimi dziesięć samochodów. Przejechaliśmy to malutkie centrum i trafiliśmy na parking malutkiej kawiarenki, która mieściła się w małym drewnianym domku. Zaparkowałam obok Nate’a i wysiadłam z samochodu.
-Naprawdę mała ta twoja kawiarenka- uśmiechnęłam się szeroko podchodząc do jego pojazdu.
-A czego się spodziewałaś? Jakie miasto taka kawiarnia. Za to mają przepyszną kawę i gorącą czekoladę- wysiadł z auta i podał mi ramię.
-Mam nadzieję, wiesz, że ciężko mnie zadowolić- chwyciłam jego ramię i ruszyliśmy w stronę domku.
W progu przywitał nas zapach świeżo mielonej kawy i cynamonowych ciasteczek, samo to sprawiało, że człowiekowi ślinka ciekła. O dziwo mieściło się to pięć stolików z czego trzy były zajęte. Wnętrze chatki było przytulne, ściany z ciemnego drewna, małe czarne stoliki przy których stały krzesła z obiciem w kolorze kawy z mlekiem. Na ścianach wisiały obrazki, wyglądające jak zdjęcia rodzinne. Na każdym stoliku stała mała lampka w kolorze obić.
-Nate! Jak dobrze cie widzieć kochanieńki!- powitała mojego towarzysza starsza pani stojąca za ladą.- Czemu tak dawno Cie tu nie było?- zganiła go.
-Wybacz babciu, miałem dużo pracy- babcia Nate’a tutaj, co robiła w małej wiosce zabitej dechami, powinna być w stolicy w agencji.
-Achh ta młodzież, wiecznie tylko praca- dawno już nie widziałam pani Inwood, odwiedziła kiedyś Nate’a podczas szkolenia, pamiętam, że przywiozła nam całe pudło cynamonowych ciastek. Teraz była już dużo starsza, jej włosy całkowicie przybrały siwy kolor, wiele zmarszczek na twarzy było efektem wieloletniej ciężkiej pracy.
-Babciu, nie wiem czy pamiętasz Nine?- wskazał na mnie rękę.
-Och oczywiście, że tak. Jak się masz kochana?- starsza pani od razu straciła złowrogą nutkę w głosie.
-Dobrze, dziękuję- uśmiechnęłam się delikatnie- To co z tą czekoladą?- zwróciłam się do Nate’a
-Babciu poproszę twoją najlepszą gorącą czekoladę i kawę z mlekiem.
-Możemy jeszcze prosić cynamonowe ciasteczka?- przypomniał mi się ich smak, babcia Nate’a była mistrzynią w swoim fachu.
-Oczywiście. Pewnie chcecie porozmawiać?- popatrzyła się na mojego przyjaciela, a on kiwnął głową.- W takim razie wejdźcie na górę, masz klucze.
-Chodź- wziął mnie za rękę i poprowadził za ladę.
Na zapleczu kryły się strome schody prowadzące na poddasze, Nate przepuścił mnie tak, że mogłam pierwsza wejść. Moim oczom ukazał się przytulny salon z dwoma kanapami przykrytymi puchatym, błękitnym kocem, przed nimi stał drewniany stolik kawowy. Naprzeciwko nich znajdował się mały kominek.  Tutaj wisiało jeszcze więcej rodzinnych zdjęć.
Usiadłam na kanapie, a chłopak wziął się za rozpalanie ognia.
-Opowiadaj co działo się u ciebie po tym jak ostatni raz się widzieliśmy. Skąd wzięłaś się w akademii?
-Jak dobrze wiesz mój ojciec to jeden z szefów agencji, kiedy doszła do nich informacja, że księżniczka jest w rękach strażników i po ukończeniu 16-stu lat ma trafić do Akademii stwierdził, że jest nam tam potrzebny odpowiedni człowiek. Znalazł dla mnie partnerkę, Jane, wilkołaczkę. Jednak żeby nasza przykrywka była wiarygodna ja również musiałam stać się wilkołakiem. W tym celu nauczyli mnie zaklęcia, które zmieniało mój wygląd oraz potrafiło wywołać przemianę. Nie jest to proste i jak tylko mogę nie przemieniam się podczas pełni. Tak znalazłyśmy się w Akademii jako porzucone dzieci wilkołaków, co było wtedy częste. Od tej pory żyłyśmy razem z Jane czekając na Mariel. Jednak Jane trochę zagubiła się w swojej misji i poznała Jake’a, zakochała się i nie miała już ochoty tropić młodej księżniczki.
-Nina?- zwrócił moją uwagę na siebie, siedział już naprzeciwko mnie i wziął mnie za rękę.- Jak bardzo siebie byłyście?
-Niezbyt blisko, dobrze wiesz, że moją pracę traktowałam bardzo poważnie już w wieku trzynastu lat.
-Mała, wiem, że może przesadzam, ale czy to ty ją zabiłaś? Na pewno zginęła od potężnego zaklęcia, każda czarownica będąca w tym domu mogła to wyczuć- zamurowało mnie. Wiedziała, że prędzej czy później ktoś oprócz mojego ojca się dowie. Ja sama nie pogodziłam się jeszcze z tym, że zamordowałam agenta, człowieka, moją partnerkę.
Przybliżył się do mnie i wziął mnie w ramiona, poczułam jak pierwsza łza spływa mi po policzkach. Ostatnio zdecydowanie za często płakałam.
-To był pierwszy raz, prawda?- wyszeptał wprost do mojego ucha.
-Tak, pierwszy raz kogoś zabiłam- wypowiedziałam po raz pierwszy te słowa, dopiero teraz naprawdę poczułam wagę tego co zrobiłam. Odebrałam komuś życie, tylko dla tego, że się zakochał i nie chciał już dłużej wypełniać swojej misji, dla tego żebym ja mogła się znaleźć bliżej swojego głównego celu.
-Boli tylko za pierwszym razem- chyba próbował mnie pocieszyć ale zadziałało to odwrotnie. Łzy płynęły już strumieniami.
-Ale ja nie chce kolejnego- wyjęczałam w jego ramię.
-Jesteś córką swojego ojca, pamiętaj o tym mała.
-Wiem, ale nie wiem czy chce nią być- odważyłam się na te słowa, choć wiedziałam, że mogę tego pożałować.
-Nina, jesteś do tego urodzona. Od zawsze byłaś we wszystkim najlepsza, najszybciej zrozumiałaś wagę idei naszych rodziców i dziadków. Wiesz jak ważna jest dla istot nadprzyrodzonych suwerenność, którą utracił ród Rosanigrum, a Exemplar’owie nam ją przywrócą. Stoję w cieniu od setek lat, są gotowi i doświadczeni, nie to co młoda Rosanigrum.
-Wiem. Przepraszam po prostu jest mi ciężko- naprawdę wiedziałam jak ważna jest nasza misja, prawowitym następcą tronu, o  których wszyscy zapomnieli byli członkowie starego rodu już wieki temu wyparci przez nowe czarownice, które postarały się aby po ich przodkach ślad zaginął. Jednak Exemplar’owie nigdy nie zapomnieli i pomału zbierali sprzymierzeńców wraz, z którymi czekali na odpowiedni moment aby tron powrócił do nich. Strachliwa królowa i jej mąż postąpili tak jakby sami chcieli stracić tron. Uciekając podburzyli tylko już nielubiące ich społeczeństwo. Naszą misją było wspomóc ród Exemplar w osiągnięciu ich celu.
-Pamiętaj, że zawsze jestem i mogę pomóc- puścił mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Dziękuję- podał mi kubek parującej ciemnej czekolady.
Nawet nie zauważyłam kiedy naczynia zmaterializowały się przed nami. Do jednaj ręki wzięłam napój do drugiej świeże ciastko cynamonowe.
Pogrążyliśmy się w rozmowie, nawet nie zauważyłam, że minęło tak dużo czasu dopóki moja komórka zaczęła dzwonić, a konkretniej nastawiony w niej budzik.
-Już jedenasta- zerwałam się na równe nogi.- Muszę wracać.
-Przecież do obiadu mamy jeszcze czas- zdziwił się Nate
-Tak, ale muszę jeszcze odrobić lekcje i zawsze jestem w jadalni przed wszystkimi- wyjaśniłam.- Muszę uciekać.
Ruszyłam do drzwi ale zatrzymało mnie krząknięcie.
-Zapomniałaś o Tinie.
Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
-Jak mogłam zapomnieć?- zajęczałam i zajęłam się moim wyglądem. Po chwili znów byłam wilkołaczką.
-Teraz już mogę iść, do jutra- uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam przed siebie.
-Dowidzenia pani Inwood- rzuciłam wychodząc zza lady.
-Dowidzenia kochanieńka- odpowiedziała mi starsza pani.
Pędem wsiadłam do mojego samochodu i ruszyłam w stronę akademii.

___________________

Cześć!

Ponownie muszę Was przeprosić za poślizg. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Jak podoba Wams się nowy rozdział? Zostawcie, proszę, komentarz ze swoją opinią.
Następny rozdział w weekend 9-10.06
Magda