Aiden pędził, przez zaśnieżone alejki parku.
-Zwolnij trochę!- wysapałam próbując go dogonić.
-Dobrze wiesz, że nie mogę. Coś naprawdę ważnego może się dziać- odpowiedział
tonem wyzbytym z jakich kol wiek emocji.
Po chwili wpadliśmy do naszego domu, tam czekał już na nas William Cast.
-Dzień Dobry Wasza Wysokość, przepraszam, że musiałem tak panienkę oderwać od
zajęcia ale mam ważną sprawę do przekazania.
-Nic się nie stało. O co chodzi?- zapytałam starając zapanować się nad moim
oddechem.
-Przynoszę wieści dotyczące Strażników Tiny-zamilkł na chwilę czekając na moją
reakcję, ja jednak czekałam na to co on ma mi do powiedzenia.- Mianowicie na
ostatniej radzie podjęto decyzję odebrania jej Strażników.
-Mogę wiedzieć dlaczego?
-Otóż mamy niepokojące wieści z zewnątrz, więc jak możemy staramy się zapewnić
opiekę wszystkim uczniom, a nie tylko wybranym jednostką.
-A co to za wieści?
-Nic czym panienka musiałaby się martwić.
-Dobrze, w takim razie nie pozostaje mi nic więcej niż podziękować panu za
informację- wiedziałam, że lepiej nie spierać się z Castem, decyzja została
podjęta. Tina wyglądała dzisiaj na szczęśliwą, nie przypominała już tej
zastraszonej dziewczyny z Sali szpitalnej.- Jeżeli to już wszystko bardzo dziękuję
panu za wizytę, Dowidzenia- dodałam otwierając przed nim drzwi.
-Dowiedzenia Wasza Wysokość- odparł i wyszedł z domu.
Zamknęłam za nim i ruszyłam do salonu, gdzie opadłam na miękką kanapę.
-Wszystko w porządku?- zapytał Aiden siadając obok mnie.
-W jak najlepszym. Pójdę zająć się zadaniami na nadchodzący tydzień- wstałam i
ruszyłam do mojej sypialni.
Ciężko było mi tu wracać i widzieć puste miejsca po rzeczach Toma. Skierowałam
się do parapetu, na którym usiadłam i przywołałam do siebie książkę mojej
matki.
-Gdzie jesteś?- posłałam pytanie w przestrzeń. Nie miałam pojęcia o tak wielu
rzeczach. Wiem tyle, że moi rodzice gdzieś się ukrywają. Ale gdzie? Czy nadal
mają władzę w swoich rękach? Jak poddani reagują na to, że od lat nie widzieli
swoich władców?
Otwarłam starą książeczkę i po raz tysiączny wertowałam uważnie pożółkłe
strony. Nic się na nich nie zmieniło, nie dostałam żadnej wiadomości, żadnego
znaku. Miałam tylko adres rodziców zastępczych mojej siostry. Podeszłam do
biurka, na którym leżał laptop i wpisałam do sieci adres. Wiedziałam już, że miejsce ich zamieszkania i
Akademię dzielą zaledwie trzy godziny drogi, teraz się upewniłam. Aż do kwietnia
nie uda mi się wydostać z Akademii na tyle długo abym mogła tam pojechać.
Czekało mnie półtora miesiąca planowania naszej eskapady, musiałam też pozbyć się eskorty i wyjaśnić
moim zastępczym rodzicom, że nie odwiedzę ich podczas przerwy wiosennej.
Pogrążyłam się w poszukiwaniu informacji na temat tamtego miejsca, od komputera
oderwało mnie dopiero pukanie do drzwi.
-Proszę- zawołałam wstając i wychodząc na spotkanie gościowi.
-Już po 17, zjesz coś?- zapytała Lola wchodząć.
-Jasne, stołówka czy sami coś gotujemy?- przywołałam na twarz szeroki uśmiech i
ruszyłam stronę wyjścia.
-Dante przy pomocy Aidena przygotowali prawdziwą ucztę!- zapiszczała Lola.
-No to chodź- pociągnęłam ją za sobą.
W kuchni przywitał nas zapach pieczonego kurczaka i ziemniaków, na stole stały
już dwie miski po brzegi wypełnione surówkami, dzbanek parującej herbaty, Dante
właśnie wyciągał z piekarnika swoje dzieło.
-Ale pysznie pachnie- byłam zachwycona, uwielbiałam kiedy Dante nam gotował.
Był prawdziwym mistrzem.
-Czy ja czuję popisowego kurczaka?- do kuchni wpadł zdyszany Mikołaj, a po
czole spływały mu jeszcze kropelki potu.
-Gdzieś ty był?- naskoczyła na niego Lola
-Na siłowni- wyjaśnił przysiadając się do nas.
-Och nareszcie jedzenie!- zapiszczała Sel również przekraczając próg
pomieszczenia.- Zawalili nas taką ilością zadać- zaczęła narzekać.- Nawet nie
pamiętam kiedy ostatni raz coś jadłam-opadła na krzesło obok mnie.
-Sel, wiesz, że większość prac jakie nam zadają mają tygodniowy termin
oddania?- zapytałam przyjaciółkę.
-Oczywiście, że tak, ale po co robić sobie zaległości?- każdy z nas dobrze
wiedziała, że ta na pozór lubiąca tylko imprezować dziewczyna to tak naprawdę
skryty geniusz.- A mówiąc o zaległościach, pamiętasz, że jutro mija ci termin
oddania wszystkich zaległych prac?
-O matko! Zapomniała- zajęczałam załamując się.- Została mi jeszcze historia i
biologia.
-Mogę pomóc z historią- zaoferował się nowy Strażnik.
-Naprawdę?- ulżyło mi, historia to przedmiot, który sprawia mi największy
problem. Wręcz zasypiam na tych lekcjach.
-Jasne, po kolacji pokarzesz mi co tam masz- uśmiechnął się szeroko. Wyglądał
przezabawnie z wielką łyżką w ręce i w różowym fartuszku nałożonym na dres.
Chłopcy dokończyli przygotowywanie posiłku i podali nam nasze talerze.
-Smacznego- uradowany Dante zachęcił nas do jedzenia.
Jak zwykle wszyscy komplementowali jego kuchnię i zachwycali się talentem
kulinarnym. Cała nasza paczka po skończonym posiłku stwierdziła, że oglądnął
jakiś film, ja niestety musiałam udać się do swojego pokoju napisać eseje.
-To co tam musimy napisać?- dołączył do niej Aiden.
-Tytuł brzmi: „Koniec imperium rodziny Exeplar”, nawet nie mam pojęcia o co
chodzi.
-To dość stara historia, w ludzkiej szkole byś się o tym nie uczuła- wyjaśnił
mi, ale mało mi to mówiło.
-Możesz mi opowiedzieć o co chodzi?
-Jasne, chodź usiądziemy bo trochę opowiadania jest- usiadł na dywanie
opierając się plecami o moje łóżko, poszłam w jego ślady i już po chwili zaczął
opowieść.
-Nasze państwo zostało założone 500 lat temu. Dokonała tego właśnie rodzina
Exemplar, ród czarownic pochodzący z tych terenów. Z początku zbierali pod
swoje skrzydła czarownie z całego świata tworząc tutaj dla nich azyl. Nigdzie
stworzenia nadprzyrodzone nie były bezpieczne, wszędzie dochodziło do masowych
mordów. Oni postanowili, że stworzą dla nas państwo, w którym będziemy bezpieczni.
Najpierw sprowadzali tutaj czarownice z uwagi na to, że to ich własny gatunek i
najlepsza broń przeciwko ludziom. Długo walczyli o to aby zdobyć choć kawałek
tych ziem. W końcu udało im się to i wieść o niezależnym państwie przyjaznym
dla wszystkich gatunków szybko rozeszła się po świecie. Z początku przybywały tu
tylko potężne rody wilkołaków, zmiennokształtnych, wróżek i wampirów. Po kilku
latach udało się też wyrwać z niewoli innym mniejszym rodzinom, a nawet pojedynczym
jednostką. Exemplar’owie rządzili w spokoju przez ponad 200 lat. Wówczas
odezwał się głos buntu ze strony innych potężnych rodów, nie tylko czarownic.
Ówcześni władcy podjęli decyzję o tym, że jeżeli ich rodzina nie wyda męskiego
potomka władze po nich przejmą wilkołaki, rodzina Lupussemen, następni w
kolejce byli Rosanigrum’owie. Niecałe 200 lat później stała się wielka tragedia
dla tego potężnego rodu, młody król Henrik zginął młodo nie pozostawiając po
sobie potomka. Tak jak zostało postanowione władzę miały przejąć wilkołaki.
Jednak tak się nie stało. W obywatelach zaczął rozwijać się niepokój, rasa ta
była uważana za nieokrzesaną, wybuchowa i szukającą okazji do wojen, dlatego
też lud zbuntował się i chciał aby władzę przejęły ponownie czarownice. Jak się
spodziewasz Lupussemen’owie nie byli z tego zadowoleni jednak oddali tron bez
walki. Wtedy rządzy objęli twoi przodkowie. Jak dobrze już pewnie liczysz
państwo pozostało w ich rękach przez zaledwie sto lat. Twoja rodzina nie za
dobrze radziła sobie z byciem władcami. Poddani wszczynali bunty, protestowali,
woleli już aby tron przejąć mieli Lupussemen’owie. Jednak Rossanigrum’owie byli
nie ugięci. Zmienili prawo, jeżeli nie doczekaliby się męskiego potomka, władze
miała mów objąć córka króla. Dopiero jeżeli władca nie doczekałby się żadnego
potomka czystej krwi na tron wchodziła nowa rodzina, a w kolejce byli Exemplar’owie
i wilkołaki, innym rasom nie spieszno było do władania krajem. Ta decyzja
doprowadziła do wojny domowe, król nie mógł poradzić sobie z uspokojeniem
narodu. Wtedy do akcji wkroczył król Dorjan, podbił niezależna państwo
nadprzyrodzonych i wcielił je do swoich ziemi. Sprawił, że ludzie zapominali o
naszym istnieniu, ukrywał nas tutaj, nie pozwalając na wycieczki po za nasze
stare granice. Nadprzyrodzeni nadal jednak posiadali swoją rodzinę królewską,
na nieistniejący tron chcieli powrócić Exemplar’owie jednak twoja rodzina im na
to nie pozwoliła. Stary rud odszedł w cień próbując pogodzić się z upadkiem ich
ukochanego kraju.
Po skończeniu swojego opowiadania spojrzał mi w oczy
-To nie znaczy, że tytuł ci się nie zależy- powiedział ujmując moją dłoń.
Ja jednak milczałam jak zaklęta. Po praz pierwszy usłyszałam pełen zarys
historii kraju, z którego pochodzę, historii moich nowych poddanych. Nie
cieszyłam się już więcej z tego, że jestem tymczasową królową, moja rodzina nie
przyniosła swojemu narodowi nic pożytecznego. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju
-Skoro dokument mówił o potomku czystej krwi to jakim cudem ja mogę zostać tak
zwaną królową?-zapytałam.
-Już będąc częścią Monarchii Dorjanowskiej twój pradziadek zniósł dekret
zabraniający na mieszanie się ras, a żeby podkreślić, że nawet rodzina
królewska otwarta jest na takie związki zaręczył swoją wówczas roczną wnuczkę
ze zmiennokształtnym szlachcicem.
-Lud przyjął to tak po prostu?
-Odkąd byliśmy tak naprawdę w ludzkiej niewoli jakoś łatwiej przychodziło rasom
się krzyżować, dowiedzieliśmy się, że bardzo rzadko powstają mieszańce, dzieci
najczęściej rodzą się po prostu rasy jednego z rodziców. Dlatego też tylko te
główne rody pozostawały czyste.
Siedzieliśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu. W mojej głowie kotłowały się
tysiące myśli.
-Co stało się z Exemplar’ami?- zapytałam w końcu.
-Nadal żyją na uboczu, istnieje plotka o tym, że ich sprzymierzeńcy założyli
tajną organizację, która ma na celu zneutralizować twój ród i na nowo
wprowadzić ich na tron.
-Myślisz, że to oni są odpowiedzialni za ataki na czarowni i inne istoty?
-Nie sądzę, to sprawka kogoś innego. Jedynie atak na rodzinę siostry królowej
to może być ich sprawka, o ile w ogóle istnieją.
-Dziękuję, że powiedziałeś mi to wszystko. Zapewne nie powinieneś.
-Chodzisz na lekcje tej historii, gdybyś na nich uważała już byś to wszystko
wiedziała- odparł i zaczął się ze mnie śmiać.
-Masz rację, głuptas ze mnie- również zaczęłam się śmiać sama z siebie.-
Powinnam już zabrać się za te eseje, bo nie zmrużę oka nawet na
godzinę-zajęczałam.
-Mogę napisać ten z historii- ponownie zaoferował mi swoją pomoc.
-Nie dziękuję, coś czuję, że powinnam zacząć się interesować tym przedmiotem-
uśmiechnęłam się do niego szeroko i wstałam z zamiarem odszukania podręczników.
-Jak wolisz- Aiden również podniósł się z podłogi.- Pójdę do reszty. Powodzenia
i dobranoc.
-Dobranoc!- krzyknęłam za nim.- Jeszcze raz dziękuję!
Kiedy wyszedł z pokoju zabrałam się do pracy. Po kilku godzinach skończyłam
obie prace i mogłam w końcu położyć się do łóżka. Budzik na nocnym stoliku
wskazywał drugą w nocy. Miałam przed sobą cztery godziny snu. To musiało
wystarczyć.
***
Denerwujące pikanie nie chciało ustąpić, zakryłam głowę poduszką z zamiarem
pójścia dalej spać kiedy uświadomiłam sobie, ze ten nieznośny dźwięk dochodzi z
mojego budzika. Poderwałam się prędko z łóżka, nie zauważyłam, że spałam na
jego krawędzi i runęłam na podłogę. Podniosłam się pocierając obolałe od upadku
plecy, wyłączyłam budzik i już całkiem obudzona ruszyłam po ubrania. Wzięłam z
półki pierwsze lepsze legginsy i sportowy top, przebrałam się, chwyciłam kurtkę
i kluczyki od samochodu i wyszłam z pomieszczenia. Jak ojciec obiecał tak
zrobił. Moje cienie zniknęły, a ja byłam wolna, dostałam przepustkę na opuszczanie
akademii, więc w ten mroźny poniedziałek o 4:30 rano ruszyłam na salę
treningową. O dziwo nie spotkałam Nate’a na parkingu, ciekawe ile wcześniej
pojechał aby nikt nie nabrał podejrzeń. Mając spory zapas czasu niespiesznie
przemierzałam zaśnieżone drogi.
Kiedy dojechałam na miejsce ściągnęłam z siebie moją przykrywkę i ruszyłam na
trening. Na sali czekał już na mnie mój ojciec razem z jego nowym podopiecznym.
-W samą morę- powiedział patrząc na zegar, który wskazywał punkt 5:00.
-Też miło mi cię widzieć tato- odpowiedziałam zaczynając rozgrzewkę.
Po półtoragodzinnym wycisku danym nam przez mojego rodziciela byliśmy padnięci,
a przed nami cały dzień nauki. Wzięłam szybki prysznic i bez słowa wróciłam do
swojego samochodu, a później do Akademii. Miałam pół godziny do śniadania, więc
przebrałam się w mundurek, spakowałam plecak i byłam gotowa na następny dzień
bycia Tiną.
***
Czy mój ród naprawdę jest taki zły?- myślałam. W efekcie poddani kochali moich
rodziców, przynajmniej taką wersję znałam. Może tak naprawdę nikt nie chce abym
objęła rządy. Do tego plany odwiedzin zastępczych rodziców mojej siostry, nie
powiedziałam o nich jeszcze moim towarzyszą i tak liczyłam się z tym, że im się
to nie spodoba. Jeszcze nie wiedziałam jak mielibyśmy tego dokonać bez niczyjej
wiedzy, ale mam na to czas.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek kończący lekcje w tym tygodniu. Nawet nie zauważyłam
kiedy minął cały tydzień, byłam zawalona sprawdzianami, kartkówkami i zadaniami
domowymi. Do tego Mikołaj nie dawał mi spokoju i codziennie pilnował mnie abym
ćwiczyła rozmaite zaklęcia.
Razem z całą klasą ruszyłam do wyjścia ze szkoły. Na dziedzińcu dogoniła mnie
Sel, widać było, że bardzo się czymś cieszy.
-Jutro nasze zawody!- zapiszczała.- Pamiętasz, że obiecałaś, że przyjedziecie?
Całkowicie zapomniałam o obietnicy danej przyjaciółce, całe szczęście ona
dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
-Oczywiście- uśmiechnęłam się szeroko.- Mikołaj będzie zachwycony!
-No ja myślę- puściła do mnie oczko, co miało znaczyć, że doskonale wie o mojej
krótkiej pamięci.- Jutro o 11 na sali gimnastycznej! Pamiętaj o niebieskim
kolorze- piszczała uradowana.- A jeżeli wygramy przydało by się niezapomniane
przyjęcia, a wiesz, jestem kapitanką…
-Wiem do czego dążysz. Możesz do tego celu wykorzystać nasz dom- uśmiechnęłam się
szeroko do przyjaciółki.
-Jesteś kochana- zapiszczała ponownie.- Pospiesz się, musimy wszystko
przygotować!
_______________________________________________________________________
Cześć!
Jak obiecałam tak jest. Zapraszam na nowy rozdział. Jest on chyba najdłuższy ze
wszystkich. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Bardzo proszę o pozostawienie jakiekolwiek, króciutkiego komentarza po sobie,
również zachęcam do odwiedzania Facebook’a gdzie będę Wam przekazywać
najświeższe informację.
Chciałabym nawiązać z Wami, moimi czytelnikami jakiś kontakt, dlatego proszę
Was, pokażcie, że jesteście.
Magda