czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 21

Spała spokojnie w moich ramionach, kiedy nagle jej oddech przyspieszył, a ona zamarła. Rozpoznałem, że to kolejny koszmar.
-Mariel, obudź się- szepnąłem i odwróciłem jej nieprzytomne ciało w moją stronę. Miała szeroko otwarte oczy, które patrzyły się z przerażeniem na coś co widziała w swoim śnie.
-Mariel, obudź się-powtórzyłem i mocno zacisnąłem ręce na jej ramionach.
Patrzyłem ja jej wzrok staje się przytomny, zaczęła mrugać jakby próbowała sprawdzić czy to nadal nie jest sen.
-Już wszystko dobrze-próbowałem ją pocieszyć.-Co to było?- zapytałem wiedząc, że może nie jest to delikatne, ale musiałem wiedzieć co się z nią dzieje.
-To Gaja- wyszeptała i rozpłakała się wtulając we mnie.
Myślałem, że już ma za sobą pogodzenie się ze śmiercią koleżanki z zajęć. Przynajmniej ona myślała, że była to tylko koleżanka, o prawdziwej tożsamości dziewczyny wiedzieli tylko Strażnicy Mariel i ich przełożeni. Młoda dziewczyna w rzeczywistości była siostrą mojej podopiecznej, siostrą, która w małym stopniu zapewniała jej życie w niewiedzy. Kiedy popełniła samobójstwo Mariel została bez swojego następcy tronu, więc straciła przywilej życia w niewiedzy i musiała stawić czoła swoim obowiązkom. Nadprzyrodzone gatunki nie miały swojego rządu, ani osobnych praw, lecz odzywały się głosy, że to musi się zmienić. Jedyną według poddanych osobą godną tego zadania była ich królowa, która próbując pertraktować z ludźmi naraziła się spiskowcom i teraz musi żyć w ukryciu. Ostatnią nadzieją ras żyjących na marginesie była niczego nie świadoma Mariel. Zadaniem nas wszystkich było ją uświadomić w tym kim jest i do czego musi być zdolna. Jednak jej rodzice, ci przybrani jak i biologiczni, stwierdzili, że jest jeszcze za młoda, żeby rzucić ja od razu na głęboką wodę. Dowiedziała się, więc podstawowych informacji, z czasem będziemy je uzupełniali.
-Już dobrze kochanie, jestem tu-chciałem, żeby spędziła te święta bez zmartwień, ciesząc się ostatnimi chwilami normalności.
-Czy ty właśnie powiedziałeś „kochanie”?- zaskoczyła mnie tym pytaniem. Po naszej małej sprzeczce w bibliotece obiecałem sobie, że dam jej spokój. Ma wystarczająco dużo zmartwień. Nie chce dopisywać się do tej listy. Stwierdziłem, że tak będzie jej łatwiej. Jednak teraz, kiedy widzę, że wcale nie jest jej prościej, uświadamiam sobie, że chyba podjąłem złą decyzję.
-Tak, tak właśnie cię nazwałem- odpowiedziałam po prostu.
-Dlaczego to zrobiłeś?- szeptała, a jej głos był przepełniony nadzieją. Postanowiłem wszystko jej wyjawić.
-Stwierdziłem, że będzie ci łatwiej, kiedy nie będę twoim kolejnym zmartwieniem. Masz ich już wystarczająco dużo. Myślałem, że będzie lepiej jeżeli będę tylko twoim ochroniarzem- wyznałem nie patrząc jej w oczy.
-Tom-powiedziała stanowczo, podnosząc moją głowę, tak, żebym mógł patrzeć tylko na jej twarz.-Zmartwieniem jesteś tylko wtedy, kiedy się nie odzywasz, kiedy pozwalasz mi myśleć, że twoje uczucie było udane. Ja naprawdę coś do ciebie czuję. Może jestem za młoda, może jest za wcześnie żeby to nazwać, ale wiem, że coś czuję. Mam tylko nadzieję, że ty też-ona również postanowiła tej nocy być ze mną całkowicie szczera. Widziałem w jej oczach nadzieję na to, że nie udaję, że to nie tylko efekt rozkazu.  Ująłem jej twarz w dłonie.
-To nie jest udawane. Ja też nie potrafię tego nazwać, ale wiem, że jest to coś wyjątkowego- po tych słowach złożyłem pocałunek na jej ustach. Mimo, że nasze ciche dni nie trwały nawet tygodnia, bardzo się za nią stęskniłem. Jej bliskość i dotyk dawała mi chęć do działania.
Kiedy w końcu nasze usta oderwały się od siebie, popatrzyła na mnie i szeroko się uśmiechnęła.
-Teraz mogę w pełni cieszyć się tymi świętami.
-Cieszę się, że już wszystko między nami tak jak wcześniej-dałem jej buziaka w czoło.- Jednak jest środek nocy i chciałbym jeszcze zasnąć.
-Oczywiście- uśmiechnęła i ułożyła głowę na mojej piersi. Wszystko było chwilowo na swoim miejscu.
Obudziłem się razem kiedy na zewnątrz było jeszcze ciemno. Zerknąłem na zegarek stojący na szafce, wskazywał szóstą rano. Była to dla mnie normalna pora na pobudkę, jednak Mariel nadal mocno spała, a ja nie chciałem jej budzić. Uznałem tą chwilę spokoju za idealny moment na chwilę przemyśleń. 
Związki między Strażnikami, a ich podopiecznymi nie były rzadkością, nie było to zabronione. Równie częste było wiązanie się między gatunkowe. Jednak Mariel miała byś przyszłą królową i reprezentantką wszystkich nadprzyrodzonych. Póki jej tożsamość nadal była tajemnicą, poddani jeszcze nie wiedzieli, że księżniczka została odnaleziona, mogliśmy być razem. Zostanie to uznane jako młodzieńczy, nie wiążącą relację. Niestety nie będzie to związek na długą metę, ona i tak będzie musiała wyjść na maga czystej krwi, najlepiej z bogatej rodziny. Ja za to, o ile los pozwoli do końca moich dni zostanę u jej boku jako oddany Strażnik.
Odgniłem te myśli od siebie. Powinienem myśleć o tym co jest teraz, nie o tym co może by. Musiałem się wziąć w garść. Jesteśmy poza bezpiecznymi murami Akademii, jej życie leże na moich rękach i rekach moich towarzyszy.
Moje przemyślenia przerwał cichy głos
-Dzień Dobry- podniosła się na ramieniu i pocałowała mnie w policzek.
-Witam kochanie- odwzajemniłem się jej tym samym.
-Skoro już nie śpisz to pozwolę Ci się przygotować i dołączę do ciebie za jakiś czas. Muszę iść na naradę, Alexander wymyślił nowy sposób na pełnienie ochrony- wyjaśniłem i stałem z łóżka.
-Dobrze, będę czekać- posłała mi szeroki uśmiech i zakopała się na nowo w pościeli.
Po zebraniu części mojego nie używanego legowiska wyszedłem z pokoju i udałem się do tego przeznaczonego dla naszej trójki.
Kiedy tylko otwarłem drzwi rzuciła się na mnie Lola
-Jak tam panie zakochany?
-Właśnie, odezwałeś się może do niej w końcu?- dołączył się mój kuzyn.
-Tak, odezwałem się. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i jest już  dobrze- odpowiedziałem im krótko.
-To wspaniale!- zapiszczała Lola- Nareszcie wszyscy będziemy mieć prawdziwe święta!
-Pamiętaj, że nadal jesteśmy w pracy- rzuciłem do niej oschle.
-A już myślałem, że będziesz milusi-dogryzł mi Mikołaj.- Kiedyś potrafiłeś cieszyć się świętami.
-Nadal potrafię, ale nie zapominam przy tym, że moje decyzje mogą kosztować kogoś życie- nie chciałem się z nimi dłużej sprzeczać, ale z drugiej strony muszą zrozumieć jakie to ważne. Udałem się do łazienki połączonej z naszym pokojem.
Strug zimnej wody płynące po moim ciele oczyszczały mój umysł, przywracały zdrowy rozsądek. Od razu pojawił się w mojej głowie obraz Mariel otoczonej naszą trójka. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego do ochrony tak ważnej osoby, wyznaczyli tak młodych ludzi. Jest pierwszym przydziałem 18-nasto letniego Mikołaja, który do tej pory pomagał ojcu w jego zadaniach, również dla 17-nasto letniej Loli to nowe zadanie, do tej pory pracowała w bazie, zajmując się taktyką, nie pracą w terenie. A ja? No cóż do tej pory nie popisałem się idealnym CV Strażnika. Jednak to nasza trójka została uznana godną zaszczytu pilnowania księżniczki.
Gotowy już na kolejny dzień stałem przed drzwiami Mariel. Zapukałem energicznie.
-Proszę!- odpowiedział mi jej słodki głos.
-Jak się masz?- zapytałem przekraczając próg.
-Całkiem nieźle-odpowiedziała.- Jednak cały czas nie daje mi spokoju historia tej dziewczyny. Jej śmierć została zatuszowana. Czy w ogóle odbył się jej ślub?
-Wciąż trwa dochodzenie-odpowiedziałem tylko, choć i to, było już za dużo.
-Rozumiem, że to tajna sprawa i nie mogę nic wiedzieć?- zapytała z rezygnacją w głosie.
-Niestety- naprawdę żałowałem, że nie mogę jej wszystkiego wyjawić.
-Powiedziałeś mi kiedyś, że w twoja mama i siostra mieszkają osobno, czy nie godzą się na zawód twój i taty?- po chwili zamysłu zmieniła zgrabnie temat.
-W naszej społeczności kobiety Strażniczki to rzadkość. Lola jest jednym z niewielu wyjątków. Według pierwotnych poglądów to mężczyźni maja służyć wam, a kobiety pilnować domowego ogniska. Mimo to co raz częściej ta zasada jest pomijana- to mogłem spokojnie wyjaśnić, bez obawy o złamanie protokołu.
-To jest dyskryminacja!- oburzyła się i zrobiła obrażoną minę. Niestety nie dała mi się wyjaśnić gdyż jej mama zawołała nas na śniadanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz