wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 28

Co chwilę sprawdzam godzinę, wskazówki nieubłaganie przesuwają się do przodu. Minęło już pięć godzin, jest środek nocy. Moi współlokatorzy położyli się już dawno spać.
Mariel nadal tkwi w transie, nadal miała na sobie mundurek, jej spódniczka powiewała lekko na wietrze. Jej zielone oczy wpatrywały się w strony księgi, usta nadal powtarzały nieznane mi słowa, skóra nagich ramion poczerwieniała z zimna, na włosach osiadł szron. Tkwię w miejscu id tych kilku godzin, nie potrafię jej zostawić. To co się dzisiaj wydarzyło to moja wina. Uważała mnie za najbliższą sobie osobę, a ja ją okłamywałem. To nie był rozkaz, którego nie mógłbym złamać, a jednak, nie zrobiłem tego. Ślepo podążałem za rozkazami mojego ojca, który od zawsze pragnął władzy większej niż posiada. W niewiedzy Mariel dostrzegał szansę na przejęcie władzy nad Strażnikami, na usunięcie jej rodziny w cień. Mam nadzieję, że prawda jej nie zniszczy.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
-Tom, wejdź do środka- to był Dante.- Zmienię cie. Jutro czeka cie długi dzień tłumaczeń jeżeli ona z tego nie wyjdzie.
-Wiem, ale nie zostawię jej- odpowiedziałem nawet nie odwracając się w stronę przyjaciela.
-Ze mną będzie równie bezpieczna- przekonywał mnie.
-Dobrze, ale obudź mnie jeżeli z tego wyjdzie- powiedziałem podnosząc się z ziemi. Już miałem ruszyć w stronę domu kiedy Mariel poruszyła się.
Już nie siedziała po turecku, teraz stała, a właściwie nadal lewitowała.
-Idź, jak widzisz nie ma zamiaru do nas wracać- ponaglił mnie Dante.- Obiecuję, że dowiesz się pierwszy jeżeli coś się zmieni.
-Dzięki- poklepałem go po ramieniu i wszedłem do środka.
Dziwnie było leżeć samemu w tej dużej sypialni, pustka na miejscu dziewczyny nie dawała mi zasnąć, ciągle myślałem o tym, jak do tego doszło, skąd dowiedziała się o Gai.
W końcu zmęczenie wygrało i usnąłem.
Kolejne dni nie przynosiły dobrych wieści. Mariel nie wychodziła z transu, do szkoły została wezwana czarownica, która miała do niej dotrzeć jednak nawet jej się to nie udało. Wyjaśniła nam, że najprawdopodobniej księżniczka odbywa podróż po własnej świadomości aby ukoić ból. Jednak nie jest tego pewna, bo nie zna tego rodzaju magii.
Tydzień dobiegł końca, a moja desperacja osiągnęłam maksimum. Stanąłem pod drzwiami pokoju w dormitorium i właśnie miałem zapukać do drzwi kiedy one same się otwarły.
-Wejdź- usłyszałem z głębi pokoju jej głos.
Niepewnie przekroczyłem próg i ujrzałem ją siedzącą na środku pokoju, jej czarne oczy świeciły w mroku niczym oczy głodnego zwierzęcia.
-Przyszedłeś po pomoc dla swojej małej księżniczki?- zapytała szyderczym tonem, chociaż znała już odpowiedź.
-Po co pytasz skoro i tak siedzisz w mojej głowie?
-Bądź troszkę milszy, twoje myśli cie zdradzają- uśmiechnęła się przebiegle.- Uważasz mnie za potwora, a jednak przyszedłeś. Dlaczego?
-Odpowiedz sobie sama- gdyby nie to, że ona jedyna może mi pomóc już by mnie tu nie było.
Oczy Karin rozświetliły się jeszcze mocniej, drzwi za moimi plecami zatrzasnęły się z hukiem, a ona podniosła się z ziemi.  Podeszła do mnie wolnym krokiem i uśmiechnęła się szeroko ukazując nienaturalnie ostre zęby. Odruchowo cofnąłem się o krok.
-Chcesz zapytać co mi się stało?- świdrowała mnie wzrokiem.- Otóż powiem ci. To ona chce tak wyglądać, uwielbia straszyć ludzi. Mnie to nie przeszkadza, póki mogę to zakryć. A teraz powiedz, po co tu przyszedłeś.
-Muszę?- zapytałem z kpiną w głosie.
-Chcemy usłyszeć jak płaszczysz się przed nami błagając o pomoc dla małej, biednej księżniczki.
-Karin, przyszedłem tutaj aby poprosić cię, abyś spróbowała dotrzeć do Mariel, sprawdzić co się z nią dzieje- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.- Proszę.
-Och jak uroczo- dziewczyna klasnęła w dłonie.- Nic nie obiecuję, ale sama jestem ciekawa w co ona się wpakowała.
Kiedy przekroczyłem próg domu w towarzystwie Karin, wszyscy podnieśli się z miejsc.
-Czyś ty oszalał?- krzyknęła Sel.
-Tom!- zajęczała Lola.
-Też miło mi was widzieć- odpowiedziała im czarownica i bez pytania ruszyła w stronę ogrodu.
-Wyjaśnisz nam to łaskawie?- zapytał Dante wskazując palcem na Karin wychodzącą na taras.
-Może później, dobrze?- pobiegłem za dziewczyną i usłyszałem jak wszyscy podążyli w moje ślady.
Karin stanęła obok Mariel, wyciągała właśnie rękę aby ją dotknąć, kiedy nagle dziewczyna poruszyła się i chwyciła intruza.
-Wynoś się z tego domu!- wrzasnęła Mariel, a jej oczy zaświeciły się, ręka trzymająca Karin zacisnęła się mocniej.
-Co ty robisz?- przerażona zapytała druga czarownica.- Puść mnie!
-Interweniować?- zapytał mnie zagubiony Mikołaj.
-Zostaw je, zobaczymy co z tego wyniknie.
Mariel opadła na ziemię, nie puszczając czarnowłosej. Kiedy stanęła na ziemi, zaczęła nucić cały czas w tym samym języku. Oczy drugiej stały się na nowo świecące, a uśmiech przemienił się w pokaz ostrych zębów.
-Nie proszę!- Karin próbowała jej się wyrwać.- Nie możesz mi tego zrobić, tego przecież nie da się zrobić.
Po policzkach dziewczyny płynęły łzy, kiedy błagała Mariel aby przestała. Podniósł się silny wiatr, śnieg naokoło czarownic zaczął unosić się z ziemi, dawno wypalone świeczki rozbłysły żywymi płomieniami.
Nagle wszystko ustało, Karin opadła bezwładnie na ziemię. Wszyscy staliśmy bez ruchu czekając na to co zrobi nasza podopieczna.
-Nie próbujcie pomagać na siłę- powiedziała do nas wszystkich, jednak patrzyła się prosto na mnie.- Najpierw nauczcie się mówić prawdę.
Nadal staliśmy bez ruchu nie umiejąc zareagować, natomiast czarownica nie czekała na naszą reakcję.
Odwróciła się i ruszyła w stronę domu.
-Zaprowadźcie ją do kliniki, może być przez jakiś czas nieprzytomna- rzuciła przez ramię.
-Co się właśnie wydarzyło?- Selene zadała pytanie, które wszystkim cisnęło się na usta.
-Obudziła się- powiedział tępo Mikołaj.- I chyba nie jest zadowolona.
-Kto ją stad zabierze?- zapytała Lola, podchodząc do Karin leżącej na śniegu.
-Wezmę ją do kliniki, jakoś im to wyjaśnię- zaoferował się Dante.- Tom?
-Czy ona właśnie zrobiła to co myślę?
-Na to wygląda. Nasza mała czarownica właśnie rozłączyła Karin z jej demonem- poinformował nas rzeczowo Dante. Jego oficjalna postawa i ton wróciły.
-Lola pójdź zobaczyć co ona robi, nie sądzę żeby chciała mnie widzieć- wydałem polecenie.- Muszę iść coś załatwić.
***
Nie widziałem jej na zajęciach od tygodnia. Wszyscy mówili, że zachorowała. Mojemu przełożonemu jednak by to nie wystarczyło. Kiedy lekcje nareszcie dobiegły końca wróciłem szybko do pokoju, przebrałem się w strój do biegania i ruszyłem w stronę osiedla.
Dostanie się na tyły ich posesji nie były trudne, mimo licznych patroli z każdej strony. Gdybym chciał łatwo dostał bym się nawet do budynku. Jednak to nie było konieczne.
Stojąc za ogrodzeniem zobaczyłem ją lewitującą nad ziemią, ubrana w mundurek i nic więcej, wisiała pół metra nad ziemią. Obok niej owinięta w koc siedziała ruda dziewczyna. Wyglądała na zmartwioną.
Mój szef nie ucieszy się, że nasza mała wiedźma nauczyła się kontaktować z siłami natury.  Pewnie nawet żaden z tych kretynów nie zdaje sobie sprawy z tego co ona robi.
Musiała nawiązać kontakt z jedną z matek natury, skoro od tygodnia tkwi w transie tamta musiała ją polubić.
Rudowłosa wstała z miejsca i zaczęła rozglądać się po ogrodzie. Ubrany w szary dres byłem dość widoczny na tle białego śniegu. Zacząłem się wycofywać w stronę właściwej ścieżki.
Szybko wróciłem do dormitorium. Nie zastałem tam Eliota, więc wziąłem tylko kluczyki od samochodu i wybiegłem.
W sekretariacie powiedziałem to co zawsze, stan mamy leżącej w szpitalu pogorszył się, lekarze muszą się ze mną zobaczyć.
Dopiero kiedy wyjechałem za bramę wyciągnąłem z kieszeni komórkę.
-Tak słucham?- telefon został natychmiastowo odebrany.
-Mam informacje dotyczące stanu obiektu- powiedziałem prędko.
-Mam rozumieć, że chcesz się ze mną zobaczyć?- szybko zapytał mój przełożony.
-Nie, muszę porozmawiać z panem Turnerem. Już jadę.
-Będzie na ciebie czekał w gabinecie- oznajmił i rozłączył się.
Zapukałem do drzwi zawsze zamkniętego gabinetu. Pan Turner, najwyższy przełożony przyjmował tylko w wyjątkowych sytuacjach, takich jak ta dzisiejsza. To on wydawał brudne rozkazy, tylko on i wykonawca czynności wiedzieli o rozkazie.
-Wejdź!
-Dzień Dobry- powitałem go za nim jeszcze zdążyłem przekroczyć próg.
-Proszę zamknij drzwi i usiądź- wskazał za fotel naprzeciwko swojego biurka. – Rozumiem, że wiesz co się dzieje z obiektem?
-Tak proszę pana. Nawiązała kontakt, z którąś z matek natury. Jest w transie od tygodnia.
-Cóż za zdumiewająca informacja. Nie sądziłem, że tak szybko się jej to uda- zamyślił się.- Dobrze, w takim razie od dzisiaj podlegasz bezpośrednio mnie. Masz skontaktować się z moją córką, zrób to dyskretnie. Nie możecie być ze sobą kojarzeni. Ona będzie wiedziała co zrobić.
-Tak jest, proszę pana- odpowiedziałem. Widziałem kilka razy jego córkę w szkole, dziewczyna miała naprawdę dobrą przykrywkę i potrafiła znaleźć się w tym towarzystwie, którego potrzebowała. Nawet kosztem czyjegoś życia.
-Możesz już iść. Czekam na raport- odesłał mnie machnięciem ręki.
W momencie podniosłem się i wyszedłem z gabinetu. Dumny z siebie i wdzięczny za to, że nie będę musiała więcej oglądać na oczy starego zgreda, który myślał, że może mną pomiatać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz