Sekretarka wyprowadziła nas z budynku na duży plac przypominający
dziedziniec zamkowy. Plac oświetlały
latarnie, znajdowało się tu kilka ławek i krzewów w ogromnych donicach. Po bokach
mieściły się kolejne budynki. Z jednej strony budowla taka sama jak ta, z
której wyszliśmy. Tuż za nią stała duża
hala sportowa połączona z czymś przypominającym kryty basen. Po drugiej stronie dziedzińca stały w rzędzie
cztery identyczne budynki z czerwonej cegły z dużymi oknami. Naprzeciwko budynku
administracji znajdował się park.
-Budynek po naszej lewej stronie- tłumaczyła Annie.- To budynek edukacyjny, połączony z halą sportową i krytym basenem. W nim również znajduję się stołówka i sala balowa. Nasza szkoła ma zwyczaj urządzania balu na powitanie wiosny i kończącego rok szkolny- Sala balowa, na prawdę? Nie wystarczyłby parkiet na gimnastycznej?- Zaś budynki po naszej prawej stronie to budynki mieszkalne uczniów liceum. Przez park można dojść do części kampusu, w której znajduję się szkoła podstawowa i budynki mieszkalne młodszych uczniów. Teraz pokarzę państwu dormitorium Mariel.
Patrząc na ludzi przechadzających się po dziedzińcu widziałam rodziców żegnających swoje dzieci, inni podążali z mapkami kampusu szukając właściwych budynków, tylko nas oprowadzała sekretarka. Czemu akurat my dostaliśmy ten zaszczyt?
Zatrzymaliśmy się przed budynkiem, który nad drzwiami miał tabliczkę z rokiem mojego urodzenia zapisanym cyframi rzymskimi.
-To tutaj- oznajmiła nam kobieta.- Na parterze znajdują się pokoje telewizyjne i mniejsza biblioteka zawierająca najpotrzebniejsze książki. Pierwsze piętro należy do dziewcząt, zaś drugie do chłopców. Na każdym piętrze znajduję się łazienki. Twój pokój ma numer 25- zwróciła się do mnie.- Tam znajdziesz szkolny regulamin i mundurek. Twoja współlokatorka jeszcze nie dojechała, ale mamy nadzieję, że wkrótce się pojawi.
-Bardzo dziękujemy pani za pomoc. Dowiedzenia- odezwała się moja mama.
-Przyjemność po mojej stronie- grzecznie odpowiedziała jej kobieta.- Miło było cie poznać Mariel- popatrzyła się na mnie i uśmiechnęła się.- Do widzenia Państwu- pożegnała się i odeszła szybkim krokiem w stronę administracji.
-Bardzo miła kobieta, prawda Dall?- moja mama zagadnęła tata wchodząc do budynku.
-Tak, wydaje się lubić swoją pracę- poparł ją tata i ruszyli w stronę pierwszego piętra.
-Chcesz sama je otworzyć?- zapytała mnie mama, kiedy dotarliśmy do drzwi oznaczonych numerem 25.
-Czemu nie- odpowiedziałam i nacisnęłam klamkę.
Moim oczom ukazał się przytulny pokój o żółtych ścianach, składający się z dwóch identycznych części. Naprzeciw wejścia widniało duże okno, a pod nim dwa identyczne biurka z jasnego drewna. Niedaleko od nich po dwóch stronach pokoju stały identyczne łóżka, a obok szafki nocne. Na lewo od drzwi wejściowych znajdowały się kolejne. Jak się okazało prowadzące do garderoby.
-Przytulnie tutaj- pocieszył mnie tata widząc moją niezadowoloną minę.
-Żółty będzie ci przypominać o naszym domu- dodała mama, jednak to podziało odwrotnie niż w zamierzeniach.
-Ale to nie jest mój dom. Dlaczego mi to robicie?- odwróciłam się w stronę rodziców i zadałam pytanie, na które nie usłyszałam odpowiedzi od dwóch miesięcy.
-Tu będzie ci lepiej, zaufaj nam- słowa wypowiedziane przez mamę znałam na pamięć. Jeżeli teraz zarzuciłabym jej, że, to nie jest odpowiedź i chcę poznać prawdę, to usłyszę, że przyjdzie taki czas, że ją poznam.
-Nie wiem tylko czy potrafię- odpowiedziałam zrezygnowana.- Chodźmy po moje rzeczy- wyszłam szybko z pokoju, żeby nie zauważyli łez napływających mi do oczu.
-Budynek po naszej lewej stronie- tłumaczyła Annie.- To budynek edukacyjny, połączony z halą sportową i krytym basenem. W nim również znajduję się stołówka i sala balowa. Nasza szkoła ma zwyczaj urządzania balu na powitanie wiosny i kończącego rok szkolny- Sala balowa, na prawdę? Nie wystarczyłby parkiet na gimnastycznej?- Zaś budynki po naszej prawej stronie to budynki mieszkalne uczniów liceum. Przez park można dojść do części kampusu, w której znajduję się szkoła podstawowa i budynki mieszkalne młodszych uczniów. Teraz pokarzę państwu dormitorium Mariel.
Patrząc na ludzi przechadzających się po dziedzińcu widziałam rodziców żegnających swoje dzieci, inni podążali z mapkami kampusu szukając właściwych budynków, tylko nas oprowadzała sekretarka. Czemu akurat my dostaliśmy ten zaszczyt?
Zatrzymaliśmy się przed budynkiem, który nad drzwiami miał tabliczkę z rokiem mojego urodzenia zapisanym cyframi rzymskimi.
-To tutaj- oznajmiła nam kobieta.- Na parterze znajdują się pokoje telewizyjne i mniejsza biblioteka zawierająca najpotrzebniejsze książki. Pierwsze piętro należy do dziewcząt, zaś drugie do chłopców. Na każdym piętrze znajduję się łazienki. Twój pokój ma numer 25- zwróciła się do mnie.- Tam znajdziesz szkolny regulamin i mundurek. Twoja współlokatorka jeszcze nie dojechała, ale mamy nadzieję, że wkrótce się pojawi.
-Bardzo dziękujemy pani za pomoc. Dowiedzenia- odezwała się moja mama.
-Przyjemność po mojej stronie- grzecznie odpowiedziała jej kobieta.- Miło było cie poznać Mariel- popatrzyła się na mnie i uśmiechnęła się.- Do widzenia Państwu- pożegnała się i odeszła szybkim krokiem w stronę administracji.
-Bardzo miła kobieta, prawda Dall?- moja mama zagadnęła tata wchodząc do budynku.
-Tak, wydaje się lubić swoją pracę- poparł ją tata i ruszyli w stronę pierwszego piętra.
-Chcesz sama je otworzyć?- zapytała mnie mama, kiedy dotarliśmy do drzwi oznaczonych numerem 25.
-Czemu nie- odpowiedziałam i nacisnęłam klamkę.
Moim oczom ukazał się przytulny pokój o żółtych ścianach, składający się z dwóch identycznych części. Naprzeciw wejścia widniało duże okno, a pod nim dwa identyczne biurka z jasnego drewna. Niedaleko od nich po dwóch stronach pokoju stały identyczne łóżka, a obok szafki nocne. Na lewo od drzwi wejściowych znajdowały się kolejne. Jak się okazało prowadzące do garderoby.
-Przytulnie tutaj- pocieszył mnie tata widząc moją niezadowoloną minę.
-Żółty będzie ci przypominać o naszym domu- dodała mama, jednak to podziało odwrotnie niż w zamierzeniach.
-Ale to nie jest mój dom. Dlaczego mi to robicie?- odwróciłam się w stronę rodziców i zadałam pytanie, na które nie usłyszałam odpowiedzi od dwóch miesięcy.
-Tu będzie ci lepiej, zaufaj nam- słowa wypowiedziane przez mamę znałam na pamięć. Jeżeli teraz zarzuciłabym jej, że, to nie jest odpowiedź i chcę poznać prawdę, to usłyszę, że przyjdzie taki czas, że ją poznam.
-Nie wiem tylko czy potrafię- odpowiedziałam zrezygnowana.- Chodźmy po moje rzeczy- wyszłam szybko z pokoju, żeby nie zauważyli łez napływających mi do oczu.
Po przyniesieniu moich rzeczy do mojego nowego miejsca
zamieszkania, odprowadziłam rodziców na parking i stałam tam machając im na
pożegnanie.
Zostałam całkiem sama w obcym świecie, do którego się nie nadawałam.
Wróciłam do pokoju i postanowiłam się rozpakować. Moje rzeczy nie zajęły nawet połowy wyznaczonych dla mnie wieszaków, ale przynajmniej będą pasować do kolorystyki szkoły. Naszym mundurkiem jest granatowy żakiet z logiem szkoły, który musimy codziennie nosić podczas lekcji połączony z ubraniami w kolorze czarnym, białym i szarym, ewentualnie granatem. Tak, więc prawie cała moja szafa wpisywała się w te normy.
Kiedy wypakowałam resztę przywiezionych ze sobą drobiazgów, usiadłam na łóżku i sięgnęłam po zdjęcia, leżące na wierzchu mojego plecaka. Na jednym z nich stoimy z moimi rodzicami na tle naszego domu i szczerzymy się do obiektywu, na innym jestem z Jasmin i Matt’em, mamy po osiem lat i wszyscy ze względu na Halloween wyglądamy jak mali kowboje. Ostatnie zdjęcie jest z moich szesnastych urodzin, stoję na środku w okropnej różowej sukience, którą wybrała mama przy pomocy Jasmin, po mojej prawej stronie stoi Jasmin w błękitnym odpowiedniku mojej sukienki i obejmuje mnie ramieniem, po drugie zaś stoi Matt ubrany w garnitur z krawatem pod kolor kreacji swojej dziewczyny. Jego oczy nie świeca się radosnym blaskiem, jak na poprzedniej fotografii, jest już przygnębiony i nie swój, ale mimo to mocno mnie obejmuje. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że niedługo będziemy musieli się rozstać.
Otarłam z policzka zabłąkaną łzę i przykleiłam zdjęcie do ściany nad łóżkiem.
Zadowolona, z tego, że uporałam się już z moimi bagażami sięgnęłam po telefon aby zadzwonić do Jasmin. Niestety ku mojej rozpaczy nie miałam połączenia z siecią, na tym końcu świata nie było zasięgu. Zrezygnowana wrzuciłam telefon do szuflady, skoro i tak był bezużyteczny nie muszę nosić go ze sobą.
Byłam właśnie w trakcie czytania regulaminu, kiedy do pokoju wpadała burza rudych włosów, która okazała się być moją współlokatorką. Zatrzymała się przede mną i popatrzyła na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami.
-Cześć, jestem Selne. Będziemy razem mieszkać- oświadczyła i wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Hej, a ja Mariel. Miło mi cię poznać- podniosłam się z łóżka i podałam dziewczynie rękę.
-Lecę szukać moich rodziców- krzyknęła przez ramię wybiegając z pokoju.
Aby dać jej trochę czasu na pożegnanie z rodzicami i rozpakowanie postanowiłam zaszyć się w parku z ulubioną książką.
Zostałam całkiem sama w obcym świecie, do którego się nie nadawałam.
Wróciłam do pokoju i postanowiłam się rozpakować. Moje rzeczy nie zajęły nawet połowy wyznaczonych dla mnie wieszaków, ale przynajmniej będą pasować do kolorystyki szkoły. Naszym mundurkiem jest granatowy żakiet z logiem szkoły, który musimy codziennie nosić podczas lekcji połączony z ubraniami w kolorze czarnym, białym i szarym, ewentualnie granatem. Tak, więc prawie cała moja szafa wpisywała się w te normy.
Kiedy wypakowałam resztę przywiezionych ze sobą drobiazgów, usiadłam na łóżku i sięgnęłam po zdjęcia, leżące na wierzchu mojego plecaka. Na jednym z nich stoimy z moimi rodzicami na tle naszego domu i szczerzymy się do obiektywu, na innym jestem z Jasmin i Matt’em, mamy po osiem lat i wszyscy ze względu na Halloween wyglądamy jak mali kowboje. Ostatnie zdjęcie jest z moich szesnastych urodzin, stoję na środku w okropnej różowej sukience, którą wybrała mama przy pomocy Jasmin, po mojej prawej stronie stoi Jasmin w błękitnym odpowiedniku mojej sukienki i obejmuje mnie ramieniem, po drugie zaś stoi Matt ubrany w garnitur z krawatem pod kolor kreacji swojej dziewczyny. Jego oczy nie świeca się radosnym blaskiem, jak na poprzedniej fotografii, jest już przygnębiony i nie swój, ale mimo to mocno mnie obejmuje. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że niedługo będziemy musieli się rozstać.
Otarłam z policzka zabłąkaną łzę i przykleiłam zdjęcie do ściany nad łóżkiem.
Zadowolona, z tego, że uporałam się już z moimi bagażami sięgnęłam po telefon aby zadzwonić do Jasmin. Niestety ku mojej rozpaczy nie miałam połączenia z siecią, na tym końcu świata nie było zasięgu. Zrezygnowana wrzuciłam telefon do szuflady, skoro i tak był bezużyteczny nie muszę nosić go ze sobą.
Byłam właśnie w trakcie czytania regulaminu, kiedy do pokoju wpadała burza rudych włosów, która okazała się być moją współlokatorką. Zatrzymała się przede mną i popatrzyła na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami.
-Cześć, jestem Selne. Będziemy razem mieszkać- oświadczyła i wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Hej, a ja Mariel. Miło mi cię poznać- podniosłam się z łóżka i podałam dziewczynie rękę.
-Lecę szukać moich rodziców- krzyknęła przez ramię wybiegając z pokoju.
Aby dać jej trochę czasu na pożegnanie z rodzicami i rozpakowanie postanowiłam zaszyć się w parku z ulubioną książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz