sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 3

Ciśnienie mocno mi podskoczyło kiedy zostałem poinformowany, że ojciec chce widzieć mnie w gabinecie. To oznaczało jedynie sprawy służbowe. Byłem pewien, że się nie dowiedział, jednak podczas drogi oblewały mnie zimne poty na samą myśl, co mógłby mi zrobić gdyby się dokopał do prawdy.
Kiedy wszedłem do sekretariatu jak zawsze przywitał mnie miły głos Annie, głowy szkolnej administracji.
-Witaj Tom, ojciec czeka na ciebie w gabinecie.
-Dzień Dobry, dziękuję- odpowiedziałem grzecznie i zapukałem do drzwi gabinetu ojca.
-Proszę!- odezwał się jak zawsze zimnym głosem dyrektor.
-Chciałeś mnie widzieć, więc jestem.  O co chodzi?- zapytałem nie siląc się na grzeczności, siadając na fotelu naprzeciw jego biurka.
-Witaj Tom. Mógłbyś okazać trochę szacunku swojemu przełożonemu- na mojej twarzy musiało się malować ogromne zdziwienie, bo ojciec wydawał się ogromnie ucieszony.- Tak dobrze słyszysz, nie sprowadziłem cie tutaj, żeby pogadać o życiu. Mam dla ciebie nowe zadanie.
-Nowe? To znaczy, że Karin nadal nie odnaleziono?- zapytałem, chociaż i tak znałem odpowiedź.
-Niestety, nie. To całkiem nowy przydział i to nie zwyczajny. Naszą rodzinę spotyka nie byle jaki zaszczyt i twoim zadaniem jest go nie zhańbić.
-Tak, jest ojcze.
-Twoją nową podopieczną będzie Mariel Dogielle. Wiem, że to nazwisko nic ci nie mówi, ale może kiedy usłyszysz, że jest to tymczasowy dopisek do imienia. Faktycznie nazywa się Royalwood.
Czas stanął w miejscu. Ojciec miał racje, dotknął mnie zaszczyt i to nie byle jaki. Chociaż prawidłowym stwierdzeniem byłoby, że owy zaszczyt mnie kopnął i to bardzo mocno, prosto w krocze.
-Dziewczyna, nie ma pojęcia o swojej prawdziwiej tożsamości i twoim zadaniem jest chronić ją tak, żeby niczego nie podejrzewała. Nie będzie to proste zadanie, jednak ufamy iż mu podołasz. Dokumenty dotyczące jej osoby znajdziesz u pani Annie.
-Dobrze ojcze. Zrobię to jak najlepiej potrafię- już miałem kierować się do wyjścia, kiedy ziąb głosu ojca ponownie we mnie uderzył.
-Tom, nie popełnij takiego samego błędu. Nie zakochaj się w tej dziewczynie. I pamiętaj to co teraz ci powiem, to nie jest Karin.
Nie mogłem zrozumieć jego słów. Przecież dobrze wiedziałem, że to nie Karin, ona nie żyła już od pół roku.
-Dobrze, zapamiętam- odpowiedziałem i ruszyłem do sekretariatu.
Annie podniosła głowię znad monitora, kiedy usłyszała moje kroki.
-Przyszedłeś po jej teczkę?- zapytała.
-Tak, mogę ją zobaczyć?
-Niedawno przyjechała, więc jej papiery są aktualne- podała mi brązową teczkę.- Ale Tom, lepiej usiądź- wskazała na fotel.
O co chodziło tej dwójce? Urodziłem się jako Strażnik, byłem wychowywany do przejęcia kiedyś roli strażnika osób, których nie będę znać, chociaż wcale tego nie chciałem, chciałem chronić tylko Karin.
W momencie otwarcia teczki zrozumiałem dlaczego zostałem ostrzeżony. Ona była identyczna. Miałem przed sobą zdjęcie mojej Karin, na pierwszy rzut oka nie różniły się niczym. Dopiero, kiedy przyjrzałem się fotografii zauważyłem podstawową różnicę. Kolor oczu, jej oczy były zielone.
Ta różnica jednak nie wiele zdziałała, nadal miałem wrażenie, że rany, które tak usilnie próbowałem zaleczyć znów się otwierają.
Zmusiłem się do przeczytania jej dokumentów nie patrząc na zdjęcie. Po dziesięciu minutach wiedziałem to, co musiałem. Wstałem i oddałem teczkę sekretarce.
-Tom, on tego nie zrobił celowo. Tak chciała góra- powiedziała kładąc mi rękę na dłoni.
-Nie zdziwiło by mnie gdyby i on maczał w tym palce. Musze iść- wyrwałem swoją dłoń i praktycznie wybiegłem z budynku wzbudzając nie małe zamieszanie.
Mój ojciec był bezduszną bestią, którą interesowała tylko ciepła posadka i jego ukochana szkoła. Moja mama zostawiła go, kiedy miałem dziesięć lat. Nie potrafiła wytrzymać w domu pozbawionym uczuć, a przede wszystkim tego najważniejszego, miłości. Mój ojciec miał znaczący problem z okazywaniem emocji, chyba, że chodziło o gniew. Ze względu na wysoką pozycję ojca i całej rodziny moja siostra nie została zmuszona do szkolenia, więc nie liczyła się dla niego. Udawał, że Amelia tak naprawdę nie istnieje. Nie mogłem jej chronić z uwagi na to, że kiedy rozpocząłem szkolenie, ona dopiero przyszła na świat. Odeszła razem z matką i od siedmiu lat ich nie widziałem. Ojciec dobrze się postarał o to, żeby tak było.
Z zamyślenia wyrwałem się, gdyż zauważyłem, że zaszedłem w głąb parku, tu raczej nikt nie zaglądał. Jednak ku mojemu zdziwieniu spostrzegłem postać na jednej z ławek. Siedziała do mnie tyłem ale czarne włosy podpowiadały mi, że to właśnie jej mogę szukać. Ułożyłem w głowie szybki plan działania. Nie dam się zaskoczyć, już wiem, że to nie Karin. „Ona tylko tak wygląda” powtarzałem niczym mantrę.
Podszedłem do dziewczyny i zawołałem
-Cześć nowa!
Kiedy dziewczyna odwróciła się w moją stronę zapomniałem słów, zapomniałem co miałem powiedzieć, zapomniałem nawet jak się mówi. Podobieństwo ze zdjęcia w rzeczywistości było jeszcze bardziej widoczne. Na ławce przede mną siedziała moja kochana Karin...
Nie! Tom! To nie jest Karin, to Mariel. Musisz mówić.
Mimo głosu rozsądku nie mogłem się pozbierać, zmieniłem się w robota wypowiadającego wyuczone na pamięć kwestie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz