Nasza wyprawa po choinkę zakończyła się sukcesem, teraz w
salonie stała piękna sosna sięgająca do sufitu. Z głośników płynęła melodia
kolęd, a z kuchni unosił się zapach obiadu szykowanego przez mamę. Wraz z
Mikołajem i Lolą siedzieliśmy na podłodze przed wieloma kartonowymi pudłami i
wyjmowaliśmy z nich bańki, które miały trafić na choinkę. Tom nie dołączył do
nas, stał nieruchomo w drzwiach i patrzył się na korytarz. Lola była niesamowicie
szczęśliwa, jej oczy błyszczały, a uśmiech od rana nie schodził jej z twarzy.
Mikołaj również był podekscytowany perspektywą spędzenie świąt w rodzinnym
gronie.
Ubieranie choinki było moim co rocznym przywilejem, jednak tym razem jestem tu tylko po to żeby pomóc. Strażnicy przepychali się i kłócili o to, która ozdoba, gdzie powinna się znaleźć, przyglądałam się temu z szerokim uśmiechem. Miło było widzieć tych zawsze czujnych ludzi podczas chwili relaksu.
Podczas gdy oni dekorowali drzewko ja zajęłam się przystrajaniem salonu. Nad kominkiem przypięłam standardowe trzy skarpety z imionami moimi i rodziców oraz sześć dodatkowych, dla każdego ze strażników po jednej. Na stoliku do kawy położyłam wcześniej kupioną gwiazdę betlejemską w czerwonej doniczce. Na ramkach ze zdjęciami wiszącymi nad kanapą rozwiesiłam kolorowe światełka. Kiedy skończyłam, odwróciłam się w stronę choinki i zobaczyłam, że została już udekorowana, a artyści siedzieli pod nią dumni ze swojej pracy.
-Wow, naprawdę dobrze wam poszło- pochwaliłam ich siadając obok.
-Jesteśmy do tego stworzeni!- zawołała Lola.
-Mam dla was coś pysznego!- ogłosiła mama wchodząc do salony z tacą, a na niej z czterema kubkami gorącej czekolady z bitą śmietaną. Mikołaj i Lola rzucili się na stolik, na którym pani domu właśnie położyła napoje.
-Mmm, pycha- ocenił Mikołaj.
-Bardzo pani dziękujemy- zapiszczała Lola i przytuliła moją mamę.
-To tylko gorąca czekolada- odpowiedziała speszona mama.
-Podziękowania nie są tylko za czekoladę, są z to, że przyjęła nas pani pod swój dach i traktuje jak członków rodziny- wyjaśniła młoda strażniczka.
-Bardzo miło, że tak uważacie- moja mama miała już łzy w oczach.- Od teraz jesteście moją rodziną- dodała i wróciła do kuchni żeby nikt nie widział jak się wzrusza.
Wstałam ze swojego miejsca i miałam sięgnąć po swój kubek, kiedy zorientowałam się, że Tom nadal stoi na swoim posterunku. Jako jedyny miał na sobie umundurowanie strażnika, pozostała dwójka była w spodniach dresowych i świątecznych sweterkach, które dzisiaj zakupili. Wzięłam obydwa napoje udałam się w stronę Toma.
-Proszę- podałam mu kubek i miałam odejść kiedy zostałam zatrzymana.
-Jak się czujesz?- zapytał kładąc mi wolna rękę na ramieniu.
-Dziwnie, jeszcze tyle muszę się dowiedzieć, choć nie mam odwagi o to pytać-odpowiedziałam szczerze.
-Pamiętaj, że ja zawsze udzielę ci odpowiedzi- uśmiechnął się do mnie, jednak ściągnął rękę z mojego ramienia i odwrócił w stronę korytarza.- Twoja mama to naprawdę urodzona pani domu- dodał.
-Przekażę jej to- powiedziałam i udałam się do swojego pokoju.
Usiadłam na parapecie okna i zawinięta w koc patrzyłam na padające płatki śniegu. Nie wiedziałam ile czasu tkwiłam w tej samej pozycji, ale już dawno opróżniłam kubek, a drogowe latarnie zapaliły się z powodu mroku za zewnątrz. Sięgnęłam po książkę leżącą nieopodal mnie i otwarłam, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę!- zawołałam i odłożyłam powieść.
-Mogę wejść?- najpierw zobaczyłam głowę Mikołaja w wąsko otwartych drzwiach, później usłyszałam jego głos.
-Jasne- odpowiedziałam.
Strażnik wszedł do pokoju i zauważyłam, że ma pod pachą jakąś starą książkę. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął mówić.
-Pewnie zastanawiałaś się dlaczego nie możesz czarować, skoro jesteś czarownicą. Nie mogłaś tego robić, bo po pierwsze o tym nie wiedziałaś, a po drugie była założona na Ciebie blokada, aby twoja magia nie ujawniła się sama. Z dniem, kiedy usłyszałaś prawdę zaklęcie blokujące zniknęło i twoja magia jest wolna. Po to jestem ci ja.
Byłam w szoku, nie zastanawiałam się nad tym.
-Ale przecież Strażnicy nie umieją czarować.
-Ci pełnej krwi nie, moja mama była czarownicą, więc odziedziczyłem po niej trochę talentu. Nie mam takiej mocy jak twoja ale póki co to ja umiem więcej- uśmiechnął się do mnie i podał książkę, którą przyniósł.- To książka twojej mamy, która otrzymała od swojej mamy. W rodzinach czarownic przekazuję się pierwszą księgę zaklęć swojej pierworodnej córce w dniu kiedy jej moc się ujawni. Nie jestem twoją mamą ale dzisiaj, to ja ci ją przekazuję.
Poczułam jak łzy napływają do moich oczu, nie mogę dostać księgi od mamy, bo jej nie znam, bo nie ma jej w moim życiu.
-Ej nie płacz mi tu- próbował mnie pocieszać.
-Spokojnie, nic mi nie jest. Czego nauczysz mnie dzisiaj?- zachęciłam go.
Podszedł do Komedy, z której ściągnął świeczkę i podał mi ją.
-Pierwszą rzeczą, której się uczymy jest zapalanie ognia, nie potrzebujemy do tego zaklęcia, to po prostu się dzieje- wyjaśnił i nagle knot świeczki, którą trzymałam zapłonął.
-Jak ty to zrobiłeś?!- wykrzyknęłam zachwycona, nagle świeczka zgasła.
-W bardzo prosty sposób. Wyobraź sobie, że widzisz jak ten knot płonie- po woli tłumaczył, a ja próbowałam wykonywać jego polecenia.- Widzisz iskrę, która powoduje zapłon, mały ogienek, który rośnie w siłę.
Nagle cała świeczka stanęła w płomieniach, przerażona wypuściłam świeczkę z rąk. Całe szczęście Mikołaj sprawnie ją ugasił. Po kolejnych kilku nieudanych próbach, w końcu zapłonął knot, nie cała świeczka.
-Udało się!- wykrzyknęłam.
-Jesteś pilną uczennicą – pochwalił się mnie.- Jednak na dzisiaj to już koniec, będziemy stawiać małe kroczki.
-Dobrze- zgodziłam się uśmiechnęłam do niego.
-Na mnie już czas- powiedział i udał się w stronę drzwi.
-Mikołaj-powiedziała, a on zatrzymał się. –Dziękuję, za księgę.
-Nie ma za co- uśmiechnął się szeroko i wyszedł.
Po kolacji i miłym wieczorze spędzonym z rodzicami, Lolą i Mikołajem ponownie zaszyłam się w swoim pokoju. Kiedy gotowa do snu miałam zanurzyć się w pościeli, mój wzrok powędrował do księgi leżącej na Komedzie obok świeczki. Podeszłam i wzięłam ją do rąk, czując dziwne mrowienie. Chociaż nie rozumiałam ani słowa zaczęłam ją czytać, przyglądałam się nieznajomemu językowi, tajemniczym obrazkom.
Ponownie straciłam poczucie czasu i z otępienia wyrwało mnie skrzypnięcie drzwi. Moim oczą ukazał się Tom, który pozbył się munduru i miał na sobie zaledwie spodnie od dresu, ten widok zawsze mnie fascynował. Patrzyłam jak próbuje po cichu wejść do pokoju, nagle zauważył, że lampka przy moim łóżku nadal się świeci.
-Dlaczego jeszcze nie śpisz?- zapytał, po raz pierwszy od przyjazdu do rodzinnego domu usłyszałam w jego głosie troskę.
-Przeglądałam księgę mamy i trochę straciłam poczucie czasu- wyjaśniłam.
-Rozumiem- uśmiechnął się, niestety nie tak jak wcześniej i zabrał za rozkładania swojego posłania tuż obok mojego łóżka.
-Mógłbyś spać ze mną?- odważyłam się.
-Jesteś pewna?- zapytał.
-Tak, potrzebuję Cię teraz obok siebie- wyznałam szczerze.
Popatrzył się na mnie, a w jego oczach zapłonął płomyk nadziei, ten, który widziałam u niego tamtego popołudnia. Uśmiechnęłam się do niego o odchyliłam kołdrę.
-Proszę- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
Coś w nim pękło, obszedł moje łóżko i położył się tuż obok mnie. Odwróciłam się w jego stronę,
-Dobranoc- powiedziałam i pocałowałam go delikatnie.
Powróciłam na moją stronę łóżka, zgasiłam światło i pomału odpływałam w stronę krainy sny odwrócona do niego plecami, kiedy jeszcze byłam świadoma poczułam jak przysuwa się do mnie i oplata mnie swoimi mocnymi ramionami.
Jestem jak w transie.Idę chodnikiem w pobliżu dormitoriów wszystkie światła nagle zgasły. Zatrzymałam się gwałtownie, nie wiedząc gdzie idę. Tak nagle jak zgasły, światła zapłonęły na nowo. Popatrzyłam dookoła siebie, kiedy poczułam, że stoję na czymś wilgotnym. Popatrzyłam na swoje stopy i zobaczyłam, że stoję w kałuży krwi, której źródłem jest leżąca na chodniku dziewczynka. Jej biała koszula nocna była pokryta krwią, głowa leżała na betonie pod nienaturalnym kątem. Zaczęłam krzyczeć i uciekać kiedy zrozumiałam na co patrzę.
Ubieranie choinki było moim co rocznym przywilejem, jednak tym razem jestem tu tylko po to żeby pomóc. Strażnicy przepychali się i kłócili o to, która ozdoba, gdzie powinna się znaleźć, przyglądałam się temu z szerokim uśmiechem. Miło było widzieć tych zawsze czujnych ludzi podczas chwili relaksu.
Podczas gdy oni dekorowali drzewko ja zajęłam się przystrajaniem salonu. Nad kominkiem przypięłam standardowe trzy skarpety z imionami moimi i rodziców oraz sześć dodatkowych, dla każdego ze strażników po jednej. Na stoliku do kawy położyłam wcześniej kupioną gwiazdę betlejemską w czerwonej doniczce. Na ramkach ze zdjęciami wiszącymi nad kanapą rozwiesiłam kolorowe światełka. Kiedy skończyłam, odwróciłam się w stronę choinki i zobaczyłam, że została już udekorowana, a artyści siedzieli pod nią dumni ze swojej pracy.
-Wow, naprawdę dobrze wam poszło- pochwaliłam ich siadając obok.
-Jesteśmy do tego stworzeni!- zawołała Lola.
-Mam dla was coś pysznego!- ogłosiła mama wchodząc do salony z tacą, a na niej z czterema kubkami gorącej czekolady z bitą śmietaną. Mikołaj i Lola rzucili się na stolik, na którym pani domu właśnie położyła napoje.
-Mmm, pycha- ocenił Mikołaj.
-Bardzo pani dziękujemy- zapiszczała Lola i przytuliła moją mamę.
-To tylko gorąca czekolada- odpowiedziała speszona mama.
-Podziękowania nie są tylko za czekoladę, są z to, że przyjęła nas pani pod swój dach i traktuje jak członków rodziny- wyjaśniła młoda strażniczka.
-Bardzo miło, że tak uważacie- moja mama miała już łzy w oczach.- Od teraz jesteście moją rodziną- dodała i wróciła do kuchni żeby nikt nie widział jak się wzrusza.
Wstałam ze swojego miejsca i miałam sięgnąć po swój kubek, kiedy zorientowałam się, że Tom nadal stoi na swoim posterunku. Jako jedyny miał na sobie umundurowanie strażnika, pozostała dwójka była w spodniach dresowych i świątecznych sweterkach, które dzisiaj zakupili. Wzięłam obydwa napoje udałam się w stronę Toma.
-Proszę- podałam mu kubek i miałam odejść kiedy zostałam zatrzymana.
-Jak się czujesz?- zapytał kładąc mi wolna rękę na ramieniu.
-Dziwnie, jeszcze tyle muszę się dowiedzieć, choć nie mam odwagi o to pytać-odpowiedziałam szczerze.
-Pamiętaj, że ja zawsze udzielę ci odpowiedzi- uśmiechnął się do mnie, jednak ściągnął rękę z mojego ramienia i odwrócił w stronę korytarza.- Twoja mama to naprawdę urodzona pani domu- dodał.
-Przekażę jej to- powiedziałam i udałam się do swojego pokoju.
Usiadłam na parapecie okna i zawinięta w koc patrzyłam na padające płatki śniegu. Nie wiedziałam ile czasu tkwiłam w tej samej pozycji, ale już dawno opróżniłam kubek, a drogowe latarnie zapaliły się z powodu mroku za zewnątrz. Sięgnęłam po książkę leżącą nieopodal mnie i otwarłam, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę!- zawołałam i odłożyłam powieść.
-Mogę wejść?- najpierw zobaczyłam głowę Mikołaja w wąsko otwartych drzwiach, później usłyszałam jego głos.
-Jasne- odpowiedziałam.
Strażnik wszedł do pokoju i zauważyłam, że ma pod pachą jakąś starą książkę. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął mówić.
-Pewnie zastanawiałaś się dlaczego nie możesz czarować, skoro jesteś czarownicą. Nie mogłaś tego robić, bo po pierwsze o tym nie wiedziałaś, a po drugie była założona na Ciebie blokada, aby twoja magia nie ujawniła się sama. Z dniem, kiedy usłyszałaś prawdę zaklęcie blokujące zniknęło i twoja magia jest wolna. Po to jestem ci ja.
Byłam w szoku, nie zastanawiałam się nad tym.
-Ale przecież Strażnicy nie umieją czarować.
-Ci pełnej krwi nie, moja mama była czarownicą, więc odziedziczyłem po niej trochę talentu. Nie mam takiej mocy jak twoja ale póki co to ja umiem więcej- uśmiechnął się do mnie i podał książkę, którą przyniósł.- To książka twojej mamy, która otrzymała od swojej mamy. W rodzinach czarownic przekazuję się pierwszą księgę zaklęć swojej pierworodnej córce w dniu kiedy jej moc się ujawni. Nie jestem twoją mamą ale dzisiaj, to ja ci ją przekazuję.
Poczułam jak łzy napływają do moich oczu, nie mogę dostać księgi od mamy, bo jej nie znam, bo nie ma jej w moim życiu.
-Ej nie płacz mi tu- próbował mnie pocieszać.
-Spokojnie, nic mi nie jest. Czego nauczysz mnie dzisiaj?- zachęciłam go.
Podszedł do Komedy, z której ściągnął świeczkę i podał mi ją.
-Pierwszą rzeczą, której się uczymy jest zapalanie ognia, nie potrzebujemy do tego zaklęcia, to po prostu się dzieje- wyjaśnił i nagle knot świeczki, którą trzymałam zapłonął.
-Jak ty to zrobiłeś?!- wykrzyknęłam zachwycona, nagle świeczka zgasła.
-W bardzo prosty sposób. Wyobraź sobie, że widzisz jak ten knot płonie- po woli tłumaczył, a ja próbowałam wykonywać jego polecenia.- Widzisz iskrę, która powoduje zapłon, mały ogienek, który rośnie w siłę.
Nagle cała świeczka stanęła w płomieniach, przerażona wypuściłam świeczkę z rąk. Całe szczęście Mikołaj sprawnie ją ugasił. Po kolejnych kilku nieudanych próbach, w końcu zapłonął knot, nie cała świeczka.
-Udało się!- wykrzyknęłam.
-Jesteś pilną uczennicą – pochwalił się mnie.- Jednak na dzisiaj to już koniec, będziemy stawiać małe kroczki.
-Dobrze- zgodziłam się uśmiechnęłam do niego.
-Na mnie już czas- powiedział i udał się w stronę drzwi.
-Mikołaj-powiedziała, a on zatrzymał się. –Dziękuję, za księgę.
-Nie ma za co- uśmiechnął się szeroko i wyszedł.
Po kolacji i miłym wieczorze spędzonym z rodzicami, Lolą i Mikołajem ponownie zaszyłam się w swoim pokoju. Kiedy gotowa do snu miałam zanurzyć się w pościeli, mój wzrok powędrował do księgi leżącej na Komedzie obok świeczki. Podeszłam i wzięłam ją do rąk, czując dziwne mrowienie. Chociaż nie rozumiałam ani słowa zaczęłam ją czytać, przyglądałam się nieznajomemu językowi, tajemniczym obrazkom.
Ponownie straciłam poczucie czasu i z otępienia wyrwało mnie skrzypnięcie drzwi. Moim oczą ukazał się Tom, który pozbył się munduru i miał na sobie zaledwie spodnie od dresu, ten widok zawsze mnie fascynował. Patrzyłam jak próbuje po cichu wejść do pokoju, nagle zauważył, że lampka przy moim łóżku nadal się świeci.
-Dlaczego jeszcze nie śpisz?- zapytał, po raz pierwszy od przyjazdu do rodzinnego domu usłyszałam w jego głosie troskę.
-Przeglądałam księgę mamy i trochę straciłam poczucie czasu- wyjaśniłam.
-Rozumiem- uśmiechnął się, niestety nie tak jak wcześniej i zabrał za rozkładania swojego posłania tuż obok mojego łóżka.
-Mógłbyś spać ze mną?- odważyłam się.
-Jesteś pewna?- zapytał.
-Tak, potrzebuję Cię teraz obok siebie- wyznałam szczerze.
Popatrzył się na mnie, a w jego oczach zapłonął płomyk nadziei, ten, który widziałam u niego tamtego popołudnia. Uśmiechnęłam się do niego o odchyliłam kołdrę.
-Proszę- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
Coś w nim pękło, obszedł moje łóżko i położył się tuż obok mnie. Odwróciłam się w jego stronę,
-Dobranoc- powiedziałam i pocałowałam go delikatnie.
Powróciłam na moją stronę łóżka, zgasiłam światło i pomału odpływałam w stronę krainy sny odwrócona do niego plecami, kiedy jeszcze byłam świadoma poczułam jak przysuwa się do mnie i oplata mnie swoimi mocnymi ramionami.
Jestem jak w transie.Idę chodnikiem w pobliżu dormitoriów wszystkie światła nagle zgasły. Zatrzymałam się gwałtownie, nie wiedząc gdzie idę. Tak nagle jak zgasły, światła zapłonęły na nowo. Popatrzyłam dookoła siebie, kiedy poczułam, że stoję na czymś wilgotnym. Popatrzyłam na swoje stopy i zobaczyłam, że stoję w kałuży krwi, której źródłem jest leżąca na chodniku dziewczynka. Jej biała koszula nocna była pokryta krwią, głowa leżała na betonie pod nienaturalnym kątem. Zaczęłam krzyczeć i uciekać kiedy zrozumiałam na co patrzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz