czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 23

Pierwszy tydzień szkoły po powrocie z ferii nie był tak łatwy jakby mogło się wydawać. Wszyscy nauczyciele zapragnęli przypomnieć nam o sobie i zadali tony wypracowań. Przybycie nowych uczniów do szkoły wywołało małą sensację. Odmienny styl Loli i wygląd Mikołaja przykuwał uwagę obu płci.
Dzisiaj miały odbyć się pierwsze zawody pływackie w tym roku szkolnym, Tom był jednym z członków reprezentacji naszej szkoły, więc o ósmej rano z moimi strażnikami ruszyłam w stronę basenu. W szkole od wczoraj przebywali pierwsi rywale naszej szkoły. Przyjechali dwoma autokarami, zabierając ze sobą również kibiców, lokowano ich we wszystkich dormitoriach na trzecim piętrze, a niektórzy z nas zostali przydzieleni na ich opiekunów. Mnie ominął ten zaszczyt, dlatego mogłam teraz spokojnie udać się kibicować mojemu chłopakowi.
-Błagam, powiedz, że to są również żeńskie zawody- wyjąkał Mikołaj, który od wschodu słońca musiał wysłuchiwać zachwytów Loli na temat wysportowanych sylwetek pływaków.
-Niestety, będą tylko chłopcy.
Wydał z siebie jęk niezadowolenia.
-Co się tak wleczecie?!- zawołała do nas Strażniczka, która w swoim różowym płaszczu pędziła w podskokach przed nami. – Zajmą nam najlepsze miejsca!
-Już idziemy!- zawołałam do niej i uśmiechnęłam się pokrzepiająco do Mikołaja.
-Idę tam tylko dlatego, że muszę- oświadczył mi z posępną miną.
-A co wolałbyś zawody cheerleaderek?
-Zdecydowanie tak- na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech.- Tak się składa, że są w przyszły weekend, zrobisz to dla mnie?
-Zastanowię się- odpowiedziałam, siląc się  na poważny ton i ruszyłam szybkim krokiem w stronę Loli.
Kiedy zajęliśmy już swoje miejsca, dołączyli do nas Dante i Selene.
-Przyjdziemy na twoje zawody!- obwieścił jej Mikołaj.
-Naprawdę?- zdziwiła się moja przyjaciółka, nigdy nie okazywałam zainteresowania zmaganiami cheerleaderek.
-Tak- odpowiedział jej z szerokim uśmiechem.- Już mi obiecała- pochwalił się.
-Wcale nie!- zaprotestowałam.
Jednak moi przyjaciele nie słuchali moich protestów, więc zajęłam się oglądaniem rozgrzewających się zawodników. Właśnie w tym momencie wyszedł z wody chłopak z naszej drużyny. Nigdy wcześniej nie widziałam go w szkole, lecz moją uwagę przykuł niecodzienny tatuaż na piersi. Była to czarna orchidea, brzegi jej płatków miały złoty kolor. Nagle odwrócił się w moją stronę, patrzył prosto na mnie. Jego twarz, wydała mi się przerażająco znajoma.
-Mariel, to jak?- wyrwał się z zamyślenia głos mojego strażnika.
-Tak, tak, pójdziemy- odpowiedziałam mając nadzieję, że nie zmienili tematu.
-Dzięki!- na raz zapiszczeli Mikołaj z Sel.
Ja jednak ich nie słuchałam, nadal skupiałam swój wzrok na tajemniczym chłopaku. Wiedziałam, że znam go skądś, tylko jeszcze nie wiedziałam skąd.
Zawody zakończyły się wygraną naszej drużyny, wszyscy kibice wraz z zawodnikami mieli wyśmienite humory.
-Zapraszam wszystkich na imprezę do siebie!- krzyknął nagle kapitan drużyny.
Odpowiedziały mu entuzjastyczne okrzyki reszty drużyny. Stałam z boku patrząc na radość całej tej grupy. Kiedy pierwsze emocje opadły wszyscy się rozeszli, a do mnie podszedł Tom
-Nie pogratulujesz mi?- zapytał z udawaną urazą.
-No nie wiem- powiedziałam i od razy tego pożałowałam. Moje nogi zostały oderwane od ziemi, mój chłopak ze mną na rękach zbliżał się do krawędzi basenu.
-Nie wiesz?- zapytał zatrzymując się na jego brzegu.
-Niee proszę!- zapiszczałam.- Oczywiście, że ci gratuluję kochanie, jestem z ciebie dumna!- zawołałam najgłośniej jak potrafiłam, co przykuło uwagę osób, które jeszcze się nie rozeszły.
-Nadal nie jestem przekonany- droczył się ze mną, jednak postawił mnie bezpieczną z dala od wody.
-Oj już się nie obrażaj- pocałowałam go i ruszyłam w stronę wyjścia, gdzie czekała pozostała część naszej grupy.
-Wkręciłeś nas na imprezę, prawda?- upewniła się Selene, kiedy tylko Tom do nas dołączył.
-Oczywiście, wszyscy jesteście zaproszenia- uśmiechnął się szeroko i mrugnął do Loli.
-Pierwsza licealna impreza!- ucieszyła się.- Już nie mogę się doczekać. W co powinnam się ubrać? Jak zachować?- rozpoczęła swój monolog.
-Nie zapominaj, że jesteś w pracy- trzepnął ją w ramię Mikołaj.
-To nie przeszkadza w dobrej zabawie!- odpowiedziała mu.- Jeżeli w ogóle wiesz co to znaczy- dodała słodkim głosem.
Wszyscy pękaliśmy ze śmiechu widząc minę strażnika, on jedyny się nie śmiał.
-Nie wiem co was tak śmieszy- naburmuszony ruszył w stronę osiedla.
Jak tylko dotarliśmy do domu w Selene włączył się tryb imprezowy. Pognała do pokoju w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania dla siebie, Lola poszła w jej ślady. Chłopcy udali się do salonu i już po chwili było słychać okrzyki towarzyszące ich grze na playstation.
Postanowiłam poświęcić trochę czasu na naukę magii, wyszłam do ogrodu, który był ukryty od wzroku przypadkowych przechodniów. Przyłożyłam rękę do kostki pokrywającej taras i ogrzałam ją, usiadłam po turecku i pomyślałam o księdze mojej mamy, która od razu zmaterializowała się w moich rękach. Otwarłam ją na jedynej stronie, którą udało mi się przetłumaczyć z pomocą Mikołaja. Patrzyłam na nią i zastanawiałam się jakby to było gdyby moja matka była teraz obok. Siedziałabym z nią na dywanie przed kominkiem, byłybyśmy otoczone księgami zaklęć , a ona uczyła by mnie języka czarownic.  Mój ojciec siedziałby w swoim gabinecie i czuwałby nad sprawami nadprzyrodzonych, walczyłby o to, żeby mieli jakiś prawa, działaby w ich sprawie. Poczułam ciepłą łzę spływającą po moim policzku. Może nigdy nie być mi dane poznać rodziców, mogę zostać z tym wszystkim sama.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Selene
-Mariel chodź tu natychmiast! Impreza nie będzie na ciebie czekać!
-Już idę!- odpowiedziałam jej i pomału podniosłam się z ziemi. Odesłałam książkę do mojej sypialni i udałam się do pokoju, z którego okna Selene wychylała się sprawdzając czy aby na pewno mam zamiar do niej dołączyć.
Zastałam moją przyjaciółkę już w pełnym makijażu i z gotową fryzurą.
-Nie za wcześnie trochę?- zapytałam patrząc na zegar wiszący na ścianie.
-Oczywiście, że nie- obruszyła się.- Teraz muszę się zając tobą, a później Lolą.
Posadziła mnie za krześle przed swoją toaletka i zaczęła pracę.
Po trzech godzinach wszystkie trzy byłyśmy gotowe. Zeszłyśmy do salonu i zastałyśmy naszych kompanów rozmawiających w kuchni. Kiedy nas zobaczyli przerwali rozmowę i uważnie się nam przyjrzeli.
-No nieźle- skomentował nasz wygląd Mikołaj.- Chyba polubię licealne imprezy.
-Wyglądacie naprawdę cudownie- dodał Dante.
-Muszę się z nimi zgodzić- odezwał się Tom.
-To wszystko zasługa Selene- pochwaliła ją Lola.- Udało jej się nawet ukryć nasz komunikator- dodała zachwycona. Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy aby świętować wygraną.
Impreza trwała w najlepsze, wszyscy dobrze się bawili. Nawet Mikołaj dał się wyrwać do tańca kilku dziewczynom. Staliśmy z Tomem i rozmawialiśmy kiedy nagle wszystko zgasło, muzyka ucichłą, światła się wyłączyła, zapanowały egipskie ciemności. Podniósł się gwar i wszyscy przekrzykiwali się przez drugiego. Niespodziewanie poczułam przepływa energii, ktoś użył magii.
-Tom, coś jest nie tak- szepnęłam do niego.
-Oprócz tego, że nie mamy prądu?- zapytał drwiąco. Czułam, że był zdenerwowany, trzymał mnie mocno za rękę i cały czas rozmawiał z Lolą i Mikołajem.
-Ktoś użył magii, Tom- powiedziałam.
-Co proszę?- zdziwił się.- Jeżeli dobrze mi wiadomo w szkolę są tylko dwie czarownice, ty i Karin. Jej tutaj dzisiaj nie ma.
Prąd wrócił tak niespodziewanie jak się pojawił, muzyka znów popłynęła z głośników. Jednak radość nie potrwała długo, pokój wypełnił rozdzierający krzyk. Wszyscy umilkli, ktoś wyłączył muzykę. Każdy rozglądał się po pomieszczeniu szukając źródła, nagle z klatki schodowej wybiegła blondynka z zakrwawionymi rękami.
-J-j-jane- jąkała.- Coś jej się stało.
W pokoju rozsiała się panika, większość ludzi ruszyła w popłochu w stronę drzwi, kapitan drużyny rzucił się w stronę schodów pędząc zobaczyć co się stało. Stałam jak sparaliżowana oglądając tą scenę. Poczułam jak Tom ciągnie mnie z stronę wyjścia.
-Nigdzie nie idę!- wyrwałam mu się i pobiegłam za chłopakiem.
-Mar stój!- krzyknął i ruszył w pościg za mną. Był szybszy, więc nie zdążyłam dobiec do schodów, kiedy znalazłam się w jego objęciach.- Nie mam mowy, że cię tam puścimy- oświadczył.
-Tam została użyta magia! Muszę wiedzieć co się stało- wysyczałam próbując mu się wyrwać.
-Nic nie zdziałasz, wiesz nie więcej niż ci wszyscy ludzie- próbował sprowadzić mnie do rzeczywistości.- Nie pomożesz jej, umiesz tylko zagrzać kilka przedmiotów, to jeszcze nie upoważnia Cię to zabawy w ratującą wszystkich księżniczkę.
-Ja się w nią nie bawię. Ja nią jestem Tom- odwarknęłam i w końcu mu się wyrwałam. Pobiegłam na piętro i zobaczyłam scenę niczym z taniego horroru. Blondynka o zakrwawionych rękach kuliła się w kącie płacząc, chłopak, za którym tu przybiegłam kucał przy Jane. A raczej tym co z Jane zostało. Każda jej kończyna była powyginana w inną stronę po nienaturalnymi kątami. Jedynie głowa leżała normalnie, ale to wszystko co było w niej normalne, oczy dziewczyny były wściekle czerwone, z jej ust ciekła ślina.
-Jane, nie rób mi tego, oddychaj- błagał chłopka.
Podeszłam do kulącej się dziewczyny.
-Hej- delikatnie położyłam jej rękę na plecach, ta podniosła głowę. Jej oczy pokazywały jak bardzo była przerażona.- Chodź wezmę Cię stąd- powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam i pomogłam jej wstać. Zeszłam do salonu prowadząc dziewczynę obok siebie. Właśnie w tym momencie przez drzwi wpadła grupa uzbrojonych strażników.
-Jest na piętrze- pokierował ich Tom.- Tą weźmiemy do kliniki- wskazałam głową dziewczynę, która kurczowo trzymała się mojego ramienia.
-Jesteś bezpieczna, spokojnie- pocieszałam ją prowadząc do wyjścia. Okryłam ją moim płaszczem i wyszłyśmy przed budynek. Tam czekali już na nas Lola i Mikołaj w pełnych strojach strażników. Nawet nie pytałam kiedy zdążyli się przebrać. Odwróciłam się w stronę Toma, chcąc go zapytać o to jak wytłumaczymy to wszystko w klinice, ale zauważyłam, że on również jest w mundurze, a w ręce trzyma pistolet.
-Po co ci to?- wskazałam na broń.
-Jeszcze się pytasz?- zdenerwował się.- Przed chwilą ktoś zamordował wilkołaczkę, a ty się mnie pytasz po co mi broń?
-Tom spokojnie- upomniał go Mikołaj.- Załatwmy to szybko i wracajmy do siebie.
Odprowadziliśmy dziewczynę do kliniki, gdzie czekali już na nią jej ochroniarze. Pielęgniarki wzięły wystraszoną dziewczynę z moich ramion i zaprowadziły do sali szpitalnej.
Moja ochrona nie pozwoliła mi tu dłużej zostać, odprowadzili mnie do naszego domu, przed którym stali kolejni strażnicy. Skąd ich tyle w szkole?
Zostałam zaprowadzona do sypialni, gdzie pozbyłam się sukienki, na której widniały ślady krwi, ruszyłam pod prysznic w głowie mając słowa Toma. „Ktoś przed chwilą zamordował wilkołaczkę”, w ciągu tego roku szkolnego to już kolejna ofiara. Nie będę grzecznie stała i przyglądała się jak giną moi poddani, istoty, za które teraz ja odpowiadam. Nie mogę być dłużej płaczącą w poduszkę, przestraszoną dziewczynką. Jestem potężną czarownicą, osobą, która sprowadzi pokój w świecie wszystkich nadprzyrodzonych istot.
____________
Cześć!
Zgodnie z terminem daje wam kolejny rozdział. Cały czas mam zadzieję, że nie piszę w przestrzeń, że do kogoś dociera moja twórczość. Jednak nie łatwo jest mieć motywację do dodania kolejnej części na czas, kiedy nie wiesz czy ktokolwiek na nią czeka.
Proszę Cię, tak właśnie Ciebie, jeżeli to czytasz zostaw komentarz. Ciebie to nic nie kosztuje, a dla mnie to ogromna motywacja do tworzenia. /M
 

2 komentarze:

  1. Ups. Wychodzi na to że dodałam poprzedni komentarz nie czytając tej notki. Ale trudno. Generalnie widać że wstęp do historii mamy za sobą, co mi sie podoba. Rozdział fajny, szkoda że nie dłuższy, ale mówi sie trudno. Czekam na kolejny.

    -Mara

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :D Rozdział najdłuższy na tym blogu ;) Teraz coś się dzieję, więc mam o czym pisać dłużej. Od tej pory notki będą co raz dłuższe, aż w końcu dobrną do zadowalającej czytelnika długości :D

    OdpowiedzUsuń