Miałam jeszcze godzinę do rozpoczęcia zajęć, więc
postanowiłam pójść do Jake’a . Towarzyszyli mi jak zwykle niezadowolony Tom i
jego towarzysze. Kiedy dotarliśmy do jego domku byliśmy zdziwieni, zasłony we
wszystkich oknach były zasłonięte, ganek nie odśnieżony. Gospodarz albo nie
wychodził z domu od dnia zdarzenia, albo z niego wyjechał. Zapukałam do drzwi.
Odpowiedziała mi cisza.
-Powinniśmy wracać, nie możemy być tak długo na widoku- Tom próbował odciągnąć mnie od drzwi.
-Nigdzie nie idę, do póki nie dowiem się co się z nim dzieje- odsunęłam się od niego i ponownie zastukałam w drzwi.
Tym razem usłyszeliśmy kroki i po chwili ktoś otwarł drzwi.
-Czego chcecie?- zapytał nieprzyjaznym tonem kapitan drużyny pływackiej.
-Jestem Mariel, chciałam zapytać jak się trzymasz. Tina martwi się o ciebie- powiedziałam przyjaznym tonem.
-Skąd wiesz co ją obchodzi?- nie był zadowolony z naszej wizyty.
-Rozmawiałam z nią wczoraj, poprosiła abym dowiedziała się co z tobą.
-Możesz wejść, ale bez swojej świty- wskazał głową na Toma stojącego za moimi plecami i pozostałą dwójkę.
-Dobrze- odpowiedziałam prędko.
Tom zastąpił mi drogę.
-Nie puszczę Cię tam samej- znów włączył się w nim tryb obrońcy.
-Nic mi nie będzie- położyłam mu rękę na ramieniu.- Umiem się bronić.
-Macie dwadzieścia minut- nawet na mnie nie popatrzył, jego wzrok był skupiony na wilkołaku.
-Zapraszam do środka- Jake otworzył szerzej drzwi. Weszłam do środka, wnętrze nie zmieniło się od imprezy. Meble nadal były rozsunięte tak aby zrobić miejsce do tańca na stołach stały kubki z niedopitymi napojami, inne leżały na ziemi.
-Nie będę przepraszał za bałagan- powiedział, kiedy zauważył, że przyglądam się śmieciom.
-Nic nie szkodzi, możemy usiąść i porozmawiać?
-Oczywiście- wskazał na jedną z kanap.- O czym chcesz rozmawiać?
Jake nie sprawiał wrażenia czułego obrońcy za jakiego uważała go Tina. Być może to przez śmierć Jane, a może jednak nie był taki cudowny jakim go malowała.
-Podejrzewam, że nie chcesz o tym rozmawiać. Jednak muszę wiedzieć kto stoi za morderstwem twojej ukochanej. Masz pomysł co mogło się stać?- zapytałam, nie siląc się na zbytnią uprzejmość.
-Byłaś tu, widziałaś wszystko. Byłem z nią przez cały wieczór. Nagle podszedł do nas Ean, jej partner z lekcji chemii i zapytał się jej czy pożyczy mu notatki. Poszła razem z nim na piętro dać mu je. Ja zająłem się gośćmi. Resztę historii znasz.
-Myślisz, że to on mógł to zrobić?- nie wiedziałam kim jest Ean, jest to kolejna rzecz do lity rzeczy, których musze się dowiedzieć.
-Wątpię. To jest człowiek, bardzo strachliwy człowiek- odpowiedział bez chwili namysłu.
-Jeżeli tak uważasz- zdecydowanie on mi się nie podoba, może śmierć bliskiej osoby tak go zmieniła.- Co mam powiedzieć Tinie?
-Co chcesz- tym razem chwilę poczekał za nim odpowiedział.
-Co to znaczy?- byłam zdziwiona jego zachowaniem. Chyba staje się oczywistym dlaczego Jane zerwała kontakt z przyjaciółką.
-Nie obchodzi mnie co jej powiesz- wyglądał na bardzo zdenerwowanego.- Jedyne co chce żeby wiedziała to, to, że może szukać sobie nowego pokoju w dormitorium.
-Przecież jesteście przyjaciółmi- nie mogłam poskładać tego wszystkiego w całość.
-Jesteś bardzo naiwna księżniczko- powiedział i wyglądał przy tym jakby chciał przekazać mi coś bardzo ważnego.- Nie możesz tak łatwo ufać ludziom, tylko dlatego, że są zapłakani.
-Co masz na myśli?- dopytywałam się.
-Mam na myśli to, żebyś się zastanowiła komu warto ufać- powiedział tajemniczo.- Twój czas się kończy, lepiej wyjdź za nim ten strażnik wywarzy mi drzwi- o dziwo uśmiechnął się do mnie.
-Przepraszam za niego- zaczęłam zbierać się do wyjścia.- Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze porozmawiać.
-Ja również. Miło było cie poznać księżniczko- otworzył mi drzwi.
-Ciebie również- uśmiechnęłam się do niego i dołączyłam do moich strażników.
-Wszystko w porządku- Tom oglądnął mnie jakby szukał jakiegoś uszczerbku na zdrowiu.
-Nic mi nie jest Tom, ja tylko z nim rozmawiałam- chwyciłam go mocno za rękę.- Naprawdę.
Przyjrzał mi się uważnie ale wreszcie dał za wygraną.
-Umieram z głodu, nie zdążyłem zjeść śniadania, wróćmy do nas, prooooszę- Mikołaj odezwał się po raz pierwszy tego dnia.
-Jasne, uciekaj. Muszę coś sprawdzić ale mogę iść tylko z Tomem, prawda?- i bez ich pozwolenia pójdę tam gdzie zamierzam, ale jednak to są moi przyjaciele, a nie podwładni.
Strażniczy wymienili się znaczącymi spojrzeniami. Pierwsza głos zabrała Lola.
-Ja też z wami pójdę. W przeciwieństwie do niego nie mam problemów z wczesnym wstawaniem- wskazała na Mikołaja.
-Ja po prostu doceniam ten zaszczyt odpoczynku jaki dostajemy od naszej władczyni- wyjaśnił wyniosłym tonem, na co wszyscy się roześmialiśmy.
-Uważaj bo pozbawię cie tego przywileju- Mikołajowi zrzedła mina.- Spokojnie żartowałam! Leć już bo Dante wszystko zje.
-Tak jest Wasza Wysokość- z szerokim uśmiechem zasalutował mi i pobiegł w stronę naszego domu.
-To gdzie nas prowadzisz?- zapytała ochoczo Lola.
-Jeżeli mam być szczera to nie do końca wiem. Miałam nadzieję, że ty mi powiesz- zawróciłam się do Toma.
-Ja?- zapytał zdziwiony.- A co ja mogę?
-Wiesz gdzie są trzymane akta uczniów, nie te oficjalne, tylko takie, w których są rzeczy, które mają nie wpaść w niepowołane ręce- wyjaśniłam najprościej jak umiałam.
-Są trzymane w archiwum w piwnicach szkoły. Jednak nie łatwo się tam dostać. Trzeba mieć przepustkę, którą może wydać tylko mój ojciec. Wątpię żeby to zrobił po tym jak go wczoraj potraktowałaś- nie byłam zadowolona z takiej odpowiedzi. Dlaczego wszystko musi wiązać się z nieprzyjemnym dyrektorem szkoły?
-Co? O czym on mówi?- zawołała zdziwiona Lola. Nikomu nie powiedziałam o tym co udało mi się osiągnąć wczoraj dla Tiny, ani o tym, że odnalazłam w sobie zapał do rządzenia.
-Po prostu delikatnie wytłumaczyłam dyrektorowi, że jeżeli czegoś chce, to musi mi to umożliwić. Nie był zadowolony- wyjaśniłam bez większych szczegółów.
-Nie była wcale delikatna- dodał Tom przekomarzając się ze mną.
-Czego ja się dowiaduję- Lola szturchnęła mnie w ramię.- Dorastasz mała- pochwaliła mnie.
-Wróćmy do tematu- upomniałam ich.- Może ktoś mógłby poprosić o przepustkę i wprowadzić nas tam?
-Chcesz żebym oszukał mojego przełożonego, który jest za razem moim ojcem i poniekąd włamał się do tajnego archiwum?- w jego ustach ten plan brzmiał dużo poważniej.
-Tak- odpowiedziała.- Jednak ja tego tak nie widzę. Po prostu trochę nagniemy rzeczywistość- wyjaśniłam z uśmiechem.
-Postaram się znaleźć kogoś kto nam pomoże- powiedział Tom kiedy wchodziliśmy do budynku szkoły.
-Powinniśmy wracać, nie możemy być tak długo na widoku- Tom próbował odciągnąć mnie od drzwi.
-Nigdzie nie idę, do póki nie dowiem się co się z nim dzieje- odsunęłam się od niego i ponownie zastukałam w drzwi.
Tym razem usłyszeliśmy kroki i po chwili ktoś otwarł drzwi.
-Czego chcecie?- zapytał nieprzyjaznym tonem kapitan drużyny pływackiej.
-Jestem Mariel, chciałam zapytać jak się trzymasz. Tina martwi się o ciebie- powiedziałam przyjaznym tonem.
-Skąd wiesz co ją obchodzi?- nie był zadowolony z naszej wizyty.
-Rozmawiałam z nią wczoraj, poprosiła abym dowiedziała się co z tobą.
-Możesz wejść, ale bez swojej świty- wskazał głową na Toma stojącego za moimi plecami i pozostałą dwójkę.
-Dobrze- odpowiedziałam prędko.
Tom zastąpił mi drogę.
-Nie puszczę Cię tam samej- znów włączył się w nim tryb obrońcy.
-Nic mi nie będzie- położyłam mu rękę na ramieniu.- Umiem się bronić.
-Macie dwadzieścia minut- nawet na mnie nie popatrzył, jego wzrok był skupiony na wilkołaku.
-Zapraszam do środka- Jake otworzył szerzej drzwi. Weszłam do środka, wnętrze nie zmieniło się od imprezy. Meble nadal były rozsunięte tak aby zrobić miejsce do tańca na stołach stały kubki z niedopitymi napojami, inne leżały na ziemi.
-Nie będę przepraszał za bałagan- powiedział, kiedy zauważył, że przyglądam się śmieciom.
-Nic nie szkodzi, możemy usiąść i porozmawiać?
-Oczywiście- wskazał na jedną z kanap.- O czym chcesz rozmawiać?
Jake nie sprawiał wrażenia czułego obrońcy za jakiego uważała go Tina. Być może to przez śmierć Jane, a może jednak nie był taki cudowny jakim go malowała.
-Podejrzewam, że nie chcesz o tym rozmawiać. Jednak muszę wiedzieć kto stoi za morderstwem twojej ukochanej. Masz pomysł co mogło się stać?- zapytałam, nie siląc się na zbytnią uprzejmość.
-Byłaś tu, widziałaś wszystko. Byłem z nią przez cały wieczór. Nagle podszedł do nas Ean, jej partner z lekcji chemii i zapytał się jej czy pożyczy mu notatki. Poszła razem z nim na piętro dać mu je. Ja zająłem się gośćmi. Resztę historii znasz.
-Myślisz, że to on mógł to zrobić?- nie wiedziałam kim jest Ean, jest to kolejna rzecz do lity rzeczy, których musze się dowiedzieć.
-Wątpię. To jest człowiek, bardzo strachliwy człowiek- odpowiedział bez chwili namysłu.
-Jeżeli tak uważasz- zdecydowanie on mi się nie podoba, może śmierć bliskiej osoby tak go zmieniła.- Co mam powiedzieć Tinie?
-Co chcesz- tym razem chwilę poczekał za nim odpowiedział.
-Co to znaczy?- byłam zdziwiona jego zachowaniem. Chyba staje się oczywistym dlaczego Jane zerwała kontakt z przyjaciółką.
-Nie obchodzi mnie co jej powiesz- wyglądał na bardzo zdenerwowanego.- Jedyne co chce żeby wiedziała to, to, że może szukać sobie nowego pokoju w dormitorium.
-Przecież jesteście przyjaciółmi- nie mogłam poskładać tego wszystkiego w całość.
-Jesteś bardzo naiwna księżniczko- powiedział i wyglądał przy tym jakby chciał przekazać mi coś bardzo ważnego.- Nie możesz tak łatwo ufać ludziom, tylko dlatego, że są zapłakani.
-Co masz na myśli?- dopytywałam się.
-Mam na myśli to, żebyś się zastanowiła komu warto ufać- powiedział tajemniczo.- Twój czas się kończy, lepiej wyjdź za nim ten strażnik wywarzy mi drzwi- o dziwo uśmiechnął się do mnie.
-Przepraszam za niego- zaczęłam zbierać się do wyjścia.- Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze porozmawiać.
-Ja również. Miło było cie poznać księżniczko- otworzył mi drzwi.
-Ciebie również- uśmiechnęłam się do niego i dołączyłam do moich strażników.
-Wszystko w porządku- Tom oglądnął mnie jakby szukał jakiegoś uszczerbku na zdrowiu.
-Nic mi nie jest Tom, ja tylko z nim rozmawiałam- chwyciłam go mocno za rękę.- Naprawdę.
Przyjrzał mi się uważnie ale wreszcie dał za wygraną.
-Umieram z głodu, nie zdążyłem zjeść śniadania, wróćmy do nas, prooooszę- Mikołaj odezwał się po raz pierwszy tego dnia.
-Jasne, uciekaj. Muszę coś sprawdzić ale mogę iść tylko z Tomem, prawda?- i bez ich pozwolenia pójdę tam gdzie zamierzam, ale jednak to są moi przyjaciele, a nie podwładni.
Strażniczy wymienili się znaczącymi spojrzeniami. Pierwsza głos zabrała Lola.
-Ja też z wami pójdę. W przeciwieństwie do niego nie mam problemów z wczesnym wstawaniem- wskazała na Mikołaja.
-Ja po prostu doceniam ten zaszczyt odpoczynku jaki dostajemy od naszej władczyni- wyjaśnił wyniosłym tonem, na co wszyscy się roześmialiśmy.
-Uważaj bo pozbawię cie tego przywileju- Mikołajowi zrzedła mina.- Spokojnie żartowałam! Leć już bo Dante wszystko zje.
-Tak jest Wasza Wysokość- z szerokim uśmiechem zasalutował mi i pobiegł w stronę naszego domu.
-To gdzie nas prowadzisz?- zapytała ochoczo Lola.
-Jeżeli mam być szczera to nie do końca wiem. Miałam nadzieję, że ty mi powiesz- zawróciłam się do Toma.
-Ja?- zapytał zdziwiony.- A co ja mogę?
-Wiesz gdzie są trzymane akta uczniów, nie te oficjalne, tylko takie, w których są rzeczy, które mają nie wpaść w niepowołane ręce- wyjaśniłam najprościej jak umiałam.
-Są trzymane w archiwum w piwnicach szkoły. Jednak nie łatwo się tam dostać. Trzeba mieć przepustkę, którą może wydać tylko mój ojciec. Wątpię żeby to zrobił po tym jak go wczoraj potraktowałaś- nie byłam zadowolona z takiej odpowiedzi. Dlaczego wszystko musi wiązać się z nieprzyjemnym dyrektorem szkoły?
-Co? O czym on mówi?- zawołała zdziwiona Lola. Nikomu nie powiedziałam o tym co udało mi się osiągnąć wczoraj dla Tiny, ani o tym, że odnalazłam w sobie zapał do rządzenia.
-Po prostu delikatnie wytłumaczyłam dyrektorowi, że jeżeli czegoś chce, to musi mi to umożliwić. Nie był zadowolony- wyjaśniłam bez większych szczegółów.
-Nie była wcale delikatna- dodał Tom przekomarzając się ze mną.
-Czego ja się dowiaduję- Lola szturchnęła mnie w ramię.- Dorastasz mała- pochwaliła mnie.
-Wróćmy do tematu- upomniałam ich.- Może ktoś mógłby poprosić o przepustkę i wprowadzić nas tam?
-Chcesz żebym oszukał mojego przełożonego, który jest za razem moim ojcem i poniekąd włamał się do tajnego archiwum?- w jego ustach ten plan brzmiał dużo poważniej.
-Tak- odpowiedziała.- Jednak ja tego tak nie widzę. Po prostu trochę nagniemy rzeczywistość- wyjaśniłam z uśmiechem.
-Postaram się znaleźć kogoś kto nam pomoże- powiedział Tom kiedy wchodziliśmy do budynku szkoły.
***
10 styczeń 2015
Cel przez cały czas obserwowania go posiada ochronę. Najczęściej w liczbie
trzech strażników.
Lolanda Ston, lat 25
Wychowana w bazie strażników na Pustyni. Jest to jej pierwsza praca w terenie.
Rodzice nie zidentyfikowani.
Mikołaj Slovit, lat 18
Syn Alexandra Slovita, brata Willa Casta. Powód rozbieżności nazwisk nieznany.
Jest to jego pierwszy przydział. Dotychczasowo pracował nad tajnymi misjami
jego ojca (patrz raport 22.12.1014).Tomas Cast, lat 17 Syn Willa Casta, kuzyn Mikołaja, bratanek Alexandra. Drugi przydział. Pierwszym Karin Steel (patrz raport 20.102014)
Podczas lekcji towarzyszy jej strażniczka. Pozostała dwójka dołącza do niej tylko w czasie pozalekcyjnym.
-Co robisz?- nagle usłyszałem za sobą głos mojego współlokatora. Wątły rudzielec stał za mną, nie przebrał się jeszcze ze szkolnego mundurka, a we włosach miał świeże płatki śniegu. Prędko zamknąłem dziennik i popatrzyłem się na niego.
-Nic ważnego- przyjaciel wydawał się czymś przestraszony.- Coś się stało?
-Nic ważnego, po prostu martwię się o Tinę- wyznał. Tona była przyjaciółką tej zmarłej dziewczyny. Eliot próbował już nie raz zaprosić ją na randkę ale udawała nieprzystępną.
-Może powinieneś z nią porozmawiać- zaproponowałem, kolejny raz.
-Ona nadal jest w klinice, pilnuje jej chyba z sześciu uzbrojonych mężczyzn, nigdy mnie nie wpuszczą. Swoja drogę wiesz co to za jedni?- nie dawał za wygraną od wypadku. Był tylko człowiekiem, więc nie wiedział, że są to strażniczy, nie wiedział też, że dziewczyna była nieprzystępna dlatego, że była wilkołakiem.
-Już ci mówiłem, że to pewnie policja. W końcu ktoś u zamordował dziewczynę- powtarzałem to, za każdym razem kiedy pytał.
-Pewnie masz rację. Wiesz co? Chyba pójdę spróbować- obwiesił i wyszedł z pokoju. Czasami nie rozumiałem jego zachowania.
Otwarłem ponownie dziennik z zamiarem dokończenia raportu.
***
Za raz po lekcjach udałam się do skrzydła szpitalnego w towarzystwie Loli i
Mikołaja. Tom poszedł na trening. Tym razem żaden strażnik nie robił problemów, wszyscy po kolei przepuszczali mnie przez drzwi. Kiedy weszłam do sterylnej recepcji ponownie przywitała mnie pani Deep.
-Do naszej ulubionej podopiecznej przyszedł właśnie kawaler- zachichotała.- Ale ci dwaj spod jej drzwi nie chcą go wpuścić.
-Kawaler?- zdziwiłam się. Tina nie wspomniała, że ma chłopaka.
-Tak, bardzo miły młody człowiek. Przyniósł ze sobą bukiet kwiatów. Czyż to nie słodkie?- starsza pani rozpływała się nad poczynaniami owego młodzieńca.
-To ja pójdę lepiej z nimi porozmawiać- powiedziałam i ruszyłam w stronę pokoju wilkołaczki.
-Pospiesz się kochana, bo jeszcze zrobią mu krzywdę- pożegnała mnie pielęgniarka.
Już w połowie korytarza usłyszałam podniesione głosy strażników.
-Nie wejdziesz do niej!
-Ależ dlaczego pan nie pozwala mi zobaczyć się z moją koleżanką z klasy?- chłopak nie wydawał się zadowolony.
-Dlatego, ze jest ona świadkiem morderstwa, a ty możesz chcieć zlikwidować świadka- wyłożył mu to drugi głos.
Przemiły kawaler, jak nazwała go pani Deep, nie zdążył odpowiedzieć, dlatego, że pojawiłam się przy nich.
-Dzień dobry- odezwał sie Burg.- Miło panienkę ponownie widzieć.
Oczywiście nie mógł mnie przy normalnym człowieku nazwać księżniczką. Rudzielec popatrzył na mnie ze zdziwioną miną.
-Pierwszy raz widzę cie na oczy, jakim cudem wpuścili cie do Tiny?- zapytał.
-Po prostu potrawie być miła- odpowiedziałam.- Dlaczego chcesz się z nią zobaczyć?
-Muszę z nią o czymś porozmawiać- powiedział mocno się czerwieniąc.
-Możemy razem z..?- popatrzyłam się znacząco na nieznajomego.
-Eliotem- dopowiedział, a ja zamarłam. To był Eliot? Faktycznie nie wyglądał na mordercę.
-Tak, z Eliotem, możemy zobaczyć naszą koleżankę, proszę- popatrzyłam znacząco na strażników.
-Oczywiście panienko- uśmiechnął się do mnie.- Ale on- tu wskazał na chłopaka- ma tylko dziesięć minut.
-Dziękuję bardzo- powiedziałam i żwawym krokiem weszłam do pokoju.- Cześć Tina- uśmiechnęłam się do bladej dziewczyny leżącej w białej pościeli.
-Mariel! Jak miło, że przyszłaś- ucieszyła się dziewczyna.
Zza moich pleców wyłonił się Eliot z bukietem kwiatów.
-Mam nadzieję, że z mojej obecności również tak się ucieszysz- powiedział nieśmiało i wyciągnął w jej stronę kwiaty.
Dziewczyna zrobiła się czerwona na policzkach, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Co ty tutaj robisz?- zapytała słabo.- Powiedziałam ci, że nic z tego nie będzie.
-Chciałem tylko zapytać jak się czujesz- wyjąkał rudzielec.- Zostawię kwiaty i znikam- powiedział z żalem w głosie. Odłożył bukiet na stolik obok łóżka i udał się do drzwi.- Mam nadzieję, że zmienisz zdanie- uśmiechnął się słabo i wyszedł.
Gdy drzwi się zamknęły po policzkach Tiny zaczęły płynąć łzy. Podeszłam do niej i chwyciłam jej rękę.
-Dlaczego płaczesz?- zapytałam, naprawdę polubiłam tą dziewczynę i chciałam jej pomóc.
-Ja naprawdę go lubię-wyjąkała.
-To dlaczego tak go odtrącasz?
-Bo ja jestem wilkołakiem, a on tylko człowiekiem- wyjaśniła mi i jeszcze bardziej posmutniała.
_____
Cześć!
Przepraszam was ogromnie (to już jest nudne, wiem), ale miałam dość poważne
problemu rodzinne. Przez tą całą sytuację nie miałam ochoty pisać, nic się nie
kleiło. Jednak po odpoczynku w górach wracam do was z nową energią i chęcią do
tworzenia. Mam nadzieję, że nie bardzo się gniewacie :D.
P.S Możecie zostawić komentarze i bardzo na mnie nakrzyczeć ;) /M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz