Dzisiejsze spotkanie dotyczy przydzielenia straży dla Karin,
jej rodzice ponownie wnieśli o opiekę nad swoją córką. Dziewczyna właśnie
wyszła z kliniki, po tygodniu spędzonym w białych ścianach. Fizycznie nic jej
nie było, jednak po ponad półrocznym kontakcie z demonem psychicznie była
wrakiem. Teraz jest już z nią lepiej, jednak nadal boi się każdego, nie chce
widzieć nikogo oprócz Dantego i mnie. Sama nie pamięta co działo się przez
ostatnie miesiące.
-Tom?- mój ojciec patrzy mi prosto w oczy.- Była twoim przydziałem. Chcesz do niego wrócić?- w jego oczach wiedzę dezaprobatę dla tego pomysłu.
Jednak ja sam zastanawiam się czy nie byłoby to dobrym rozwiązanie. Mariel jeszcze długo nie spojrzy na mnie, nie odezwie się do mnie. Nie mam szans na odbudowanie tego co sam zepsułem.
-Muszę już teraz podjąć decyzję?- popatrzyłem na wszystkich zebranych. Lola i Mikołaj siedzieli po mojej prawej stronie. Z drugiej natomiast zajęła miejsce dwójką strażników uczęszczająca do szkoły. Po drugiej stronie stołu siedział mój ojciec wraz z rodzicami Karin.
-Oczywiście, że nie. Za dwa dni przyjedzie Slovit, wtedy podejmiemy ostateczną decyzję.
***
Eliot wpadł do pokoju jak burza.
-Zgodziła się!- wykrzyknął rzucając się na swoje łóżko.
-Kto? Zgodził się na co?- zapytałem, zamykając dziennik i odkładając go do szafki.
-Tina- obwieścił z dumą.- Zgodziła się ze mną spotkać!
-Wow, stary. Gratulacje- byłem dumny z mojego współlokatora. Zabiegał o względy tej wilkołaczki już od dawna, a ona za każdym razem dawała mu kosza- Gdzie ją zabierasz?
-Dostaliśmy przepustki na jutro. Wezmę ją do miasta na obiad i może pójdziemy na spacer. Co o tym myślisz?
-Nieźle. Ciekawe czy jej się spodoba.
-Nie wiem- odpowiedział i gwałtownie usiadł na łóżku.
-Co jest?
-Właśnie uświadomiłem sobie, że mój samochód jest zepsuty. Jestem idiotą.
Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.
-Dziękuję bardzo, że śmiejesz się z mojego nieszczęścia.
-Mogę ci pożyczyć mój samochód, nie powinien mi być potrzebny.
-Naprawdę? Dziękuję!- wykrzyknął.- Uratowałeś mi życie.
-Ty może kiedyś uratujesz moje- rzuciłem z szerokim uśmiechem i wstałem ze swojego miejsca przy biurku.
-Nienawidzę kiedy robisz się taki poważny- stwierdził rzucając we mnie okularami do pływania.
-Dzięki. Do wieczora- pożegnałem się i wyszedłem z pokoju.
Do szatni dotarłem ostatni, wszyscy już byli przebrani w stroje kąpielowe.
-Nate, znów spóźniony- krzyknął do mnie Jake.
-Wybacz panie kapitanie, poprawię się- zaśmiałem się.
-No ja myślę. Widzę was wszystkich za minutę w basenie!- krzyknął do drużyny i wszyscy opuścili szatnie z wyjątkiem naszej dwójki.
-Wiesz co się dzieje z Tomem? Od dwóch tygodni nie było go na treningu, a w szkole nie mogę go dorwać.
-Słyszałem, że coś stało się Mariel. Pewnie ześwirował jak po Karin.
-Ta dziewczyna nie zniknęła bez śladu, dając wszystkim myśleć, że nie żyje- zauważył.
-Jednak nie widujemy ich już razem. Może to koniec słodkiego romansiku. Kto wie, Tom zawsze znikał i pojawiał się bez zapowiedzi.
Nagle do szatni wpadł zdyszany blondyn.
-O wilku mowa!- zawołał Jake.
-Już zdążyły powstać o mnie legendy?- zapytał grzebiąc w tobie w poszukiwaniu czegoś.
-Myśleliśmy, że nas wystawisz i nie pojawisz się do zawodów, które są jutro- Tom zrobił głupią minę.- Nie patrz się tak na mnie. Straciłeś DWA tygodnie treningów.
-Naprawdę? To aż tyle?- wyglądał na naprawdę zdziwionego.
-Ogarnij się lepiej, bo jesteś nam potrzebny- Jake nadal używał swojego władczego tonu.
-Obiecuję, że jutro będę- odpowiedział Strażnik z niewyraźną miną.
-Wszystko w porządku?- zapytałem patrząc na niego. Wyglądał jakby nie jadł od tygodnia, a wory pod oczami wskazywały na to, że od kilku dni praktycznie nie śpi.
-Mam trochę spraw na głowie, ale to nic ważnego- uśmiechnął się krzywo.- Dołączę do was za minutę.
Trener jak zawsze dzień przed zawodami nie zrobił nam zbyt wymagającego treningu, jednak wszyscy wyszliśmy z basenu dość zmęczeni. Z uwagi na to, że właśnie zaczął się dla nas weekend Jake zaprosił nas do siebie, żeby pogadać przed jutrzejszymi zawodami. Wszyscy potwierdzili swoją obecność oprócz jednej osoby.
-Tom?- kapitan zwrócił się do niego.- Będziesz?
***
-Tom?- głos Jake wyrwał mnie z zamyślenia.- Będziesz?
-Gdzie mam być?- zapytałem głupio, a moi koledzy zamiast zacząć śmieć się ze mnie, popatrzyli na mnie uważnie.
-U mnie, dzisiaj wieczorem- wyjaśnił kapitan.
-Ahh tak. Postaram się być- odpowiedziałem. Wrzuciłem ostatnie rzeczy do torby i wyszedłem z szatni żegnając się z drużyną.
Od rana zastanawiam się nad propozycją przedstawioną mi przez ojca i strażników. Może powrót do opieki nad Karin to nie taki zły pomysł. Nie mogę ochraniać kogoś kto na mnie nie patrzy nie mówiąc o rozmowie. Mariel od tygodnia udaje, że nie istnieję. Normalnie rozmawia ze wszystkimi, śmieje się, jak gdyby nigdy nic. Jednak ja, dla niej nie istnieje. Przeniosła się do Loli do pokoju, do naszego wpada tylko po ubrania i to jak mnie w nim nie ma. Nie pyta się mnie już o pozwolenie na cokolwiek, po prostu to robi. Stała się bardziej pewna swojej roli, tego co jest w stanie zrobić.
-Tom!- nagle ktoś uderzył o moją klatkę piersiową, w odruchu próbowałem podtrzymać ową osobę.
-Przepraszam- wyjąkałem i popatrzyłem na moją ofiarę. Trzymałem w rekach obiekt moich rozmyślań.
-Puść mnie po prostu- wysyczała przez zęby. Od razu zrobiłem to co kazała.- Czemu nie powiedziałeś nikomu gdzie jesteś?- zapytała z wściekłością w głosie.
-Poszedłem na trening, jak zawsze w piątek- wyglądała na zdziwioną tą informacją.
-No tak- odpowiedziała zakłopotana.- Twój ojciec przyszedł do nas i chce z tobą rozmawiać. Mówił coś o tym, że musi otworzyć ci oczy.
-Nadal jest u nas?- zapytałem, a ona pokiwała głową. Od razu ruszyłem biegiem w stronę naszego domku.
Wpadłem przez drzwi prosto do salonu. Tuż po mnie zrobiła to Mariel.
-O co chodzi?- zapytałem ojca stojącego przy oknie i patrzącego się na ogród.
-Nie wiem co sobie myślisz, ale nie waż się wracać do tamtej dziewczyny- powiedział powoli mój ojciec, wyraźnie wypowiadając każde słowo. Odwrócił się do mnie.- Rozumiesz? Nie zrobisz tego- po tych słowach ruszył do przedpokoju i po chwili usłyszałem trzaskające drzwi.
-O czym on mówił?- zapytał Mikołaj, który razem ze wszystkimi wyłonił się z kuchni.
-Właśnie. O co chodzi?- wtrąciła się Lola.
-On mówił o Karin, prawda?- zapytała Mariel zza moich pleców. Pokiwałem głową w odpowiedzi.- Chcesz wrócić do niej? Jako jej ochroniarz? Po tym wszystkim co wam zrobiła?- zaczęła podnosić głos.
-Czy ty oszalałeś?- wybuchnął Dante. Po raz pierwszy widziałem go w takim stanie.- Wczoraj na naradzie myślałem, że po prostu nie chcesz przy jej rodzicach powiedzieć kategorycznego nie.
-Zostawisz nas?- oburzyła się Lola.
-Pozwolisz komuś innemu zaopiekować się Mariel?- Mikołaj trafił w czuły punkt.
-Jak widzisz ją na obecną chwilę mało to obchodzi- odburknąłem za nim zorientowałem się co właściwie mówię.
Dziewczyna przeszła i stanęła naprzeciwko mnie. W jej oczach płonęła wściekłość.
-Okłamywałeś mnie, zatajałeś przede mną, że mam rodzinę. Nie raczyłeś powiedzieć mi, że to wszystko- wskazała salon ręką- to ściema, bo twój ojciec kazał ci ze mną być. A teraz śmiesz uważać, że z naszej dwójki to mnie nie obchodzi ta druga strona- już nie wyglądała na wkurzoną, w jej oczach zebrały się łzy.- Chciałam uratować jej życie, ona błagała mnie żebym zabrała od niej demona. Chciałam dobrze. Nie spodziewałam się, że sama wyrządzę nam większą krzywdę niż ona. Nie wymyśliłam, że po tym wszystkim wrócisz do niej.
Przestała na chwilę mówić, bo głos zaczął się jej łamać. Nikt nie zabrał głosu. Wszyscy stali za nią, naprzeciwko mnie. Jakby oni wszyscy występowali przeciwko mnie.
-Potrzebowałam czasu, żeby próbować zrozumieć dlaczego ukryłeś to wszystko przede mną. Nie brałam pod uwagę tego, że może faktycznie jestem dla ciebie marionetką w grze strażników. Taką samą jak dla wszystkich. Ale chyba się myliłam. Nie różnisz się niczym od swojego ojca. Jesteś taki sam. Zimny jak lud, potrafiący tylko myśleć o karierze.
Z jej oczu popłynęły łzy, już nie kryła się ze smutkiem. Patrzyła na mnie wielkimi zielonymi oczami pełnymi rozpaczy.
-Niczego nie udawałem. Kiedy mówiłem ci, co do ciebie czułem, była to tylko prawda- sięgnąłem do torby nadal przewieszonej przez moje ramie.- To przepustka, o ktorą prosiłaś. Da ci dostęp do archiwów.
Wzięła ode mnie identyfikator i popatrzyła prosto w oczy.
-Czy właśnie tak wygląda nasz koniec? Rozstajemy się w gniewie i poczuciu zdrady?- zacisnęła mocniej palce na kartoniku.- Podjąłeś już decyzję.
-Niestety chyba tak on właśnie wygląda- odpowiedziałem jej również patrząc prosto w oczy.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę mojej sypialni.
-Proszę cię nie rób tego- usłyszałem jeszcze jej szept.
-Tom?- mój ojciec patrzy mi prosto w oczy.- Była twoim przydziałem. Chcesz do niego wrócić?- w jego oczach wiedzę dezaprobatę dla tego pomysłu.
Jednak ja sam zastanawiam się czy nie byłoby to dobrym rozwiązanie. Mariel jeszcze długo nie spojrzy na mnie, nie odezwie się do mnie. Nie mam szans na odbudowanie tego co sam zepsułem.
-Muszę już teraz podjąć decyzję?- popatrzyłem na wszystkich zebranych. Lola i Mikołaj siedzieli po mojej prawej stronie. Z drugiej natomiast zajęła miejsce dwójką strażników uczęszczająca do szkoły. Po drugiej stronie stołu siedział mój ojciec wraz z rodzicami Karin.
-Oczywiście, że nie. Za dwa dni przyjedzie Slovit, wtedy podejmiemy ostateczną decyzję.
***
Eliot wpadł do pokoju jak burza.
-Zgodziła się!- wykrzyknął rzucając się na swoje łóżko.
-Kto? Zgodził się na co?- zapytałem, zamykając dziennik i odkładając go do szafki.
-Tina- obwieścił z dumą.- Zgodziła się ze mną spotkać!
-Wow, stary. Gratulacje- byłem dumny z mojego współlokatora. Zabiegał o względy tej wilkołaczki już od dawna, a ona za każdym razem dawała mu kosza- Gdzie ją zabierasz?
-Dostaliśmy przepustki na jutro. Wezmę ją do miasta na obiad i może pójdziemy na spacer. Co o tym myślisz?
-Nieźle. Ciekawe czy jej się spodoba.
-Nie wiem- odpowiedział i gwałtownie usiadł na łóżku.
-Co jest?
-Właśnie uświadomiłem sobie, że mój samochód jest zepsuty. Jestem idiotą.
Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.
-Dziękuję bardzo, że śmiejesz się z mojego nieszczęścia.
-Mogę ci pożyczyć mój samochód, nie powinien mi być potrzebny.
-Naprawdę? Dziękuję!- wykrzyknął.- Uratowałeś mi życie.
-Ty może kiedyś uratujesz moje- rzuciłem z szerokim uśmiechem i wstałem ze swojego miejsca przy biurku.
-Nienawidzę kiedy robisz się taki poważny- stwierdził rzucając we mnie okularami do pływania.
-Dzięki. Do wieczora- pożegnałem się i wyszedłem z pokoju.
Do szatni dotarłem ostatni, wszyscy już byli przebrani w stroje kąpielowe.
-Nate, znów spóźniony- krzyknął do mnie Jake.
-Wybacz panie kapitanie, poprawię się- zaśmiałem się.
-No ja myślę. Widzę was wszystkich za minutę w basenie!- krzyknął do drużyny i wszyscy opuścili szatnie z wyjątkiem naszej dwójki.
-Wiesz co się dzieje z Tomem? Od dwóch tygodni nie było go na treningu, a w szkole nie mogę go dorwać.
-Słyszałem, że coś stało się Mariel. Pewnie ześwirował jak po Karin.
-Ta dziewczyna nie zniknęła bez śladu, dając wszystkim myśleć, że nie żyje- zauważył.
-Jednak nie widujemy ich już razem. Może to koniec słodkiego romansiku. Kto wie, Tom zawsze znikał i pojawiał się bez zapowiedzi.
Nagle do szatni wpadł zdyszany blondyn.
-O wilku mowa!- zawołał Jake.
-Już zdążyły powstać o mnie legendy?- zapytał grzebiąc w tobie w poszukiwaniu czegoś.
-Myśleliśmy, że nas wystawisz i nie pojawisz się do zawodów, które są jutro- Tom zrobił głupią minę.- Nie patrz się tak na mnie. Straciłeś DWA tygodnie treningów.
-Naprawdę? To aż tyle?- wyglądał na naprawdę zdziwionego.
-Ogarnij się lepiej, bo jesteś nam potrzebny- Jake nadal używał swojego władczego tonu.
-Obiecuję, że jutro będę- odpowiedział Strażnik z niewyraźną miną.
-Wszystko w porządku?- zapytałem patrząc na niego. Wyglądał jakby nie jadł od tygodnia, a wory pod oczami wskazywały na to, że od kilku dni praktycznie nie śpi.
-Mam trochę spraw na głowie, ale to nic ważnego- uśmiechnął się krzywo.- Dołączę do was za minutę.
Trener jak zawsze dzień przed zawodami nie zrobił nam zbyt wymagającego treningu, jednak wszyscy wyszliśmy z basenu dość zmęczeni. Z uwagi na to, że właśnie zaczął się dla nas weekend Jake zaprosił nas do siebie, żeby pogadać przed jutrzejszymi zawodami. Wszyscy potwierdzili swoją obecność oprócz jednej osoby.
-Tom?- kapitan zwrócił się do niego.- Będziesz?
***
-Tom?- głos Jake wyrwał mnie z zamyślenia.- Będziesz?
-Gdzie mam być?- zapytałem głupio, a moi koledzy zamiast zacząć śmieć się ze mnie, popatrzyli na mnie uważnie.
-U mnie, dzisiaj wieczorem- wyjaśnił kapitan.
-Ahh tak. Postaram się być- odpowiedziałem. Wrzuciłem ostatnie rzeczy do torby i wyszedłem z szatni żegnając się z drużyną.
Od rana zastanawiam się nad propozycją przedstawioną mi przez ojca i strażników. Może powrót do opieki nad Karin to nie taki zły pomysł. Nie mogę ochraniać kogoś kto na mnie nie patrzy nie mówiąc o rozmowie. Mariel od tygodnia udaje, że nie istnieję. Normalnie rozmawia ze wszystkimi, śmieje się, jak gdyby nigdy nic. Jednak ja, dla niej nie istnieje. Przeniosła się do Loli do pokoju, do naszego wpada tylko po ubrania i to jak mnie w nim nie ma. Nie pyta się mnie już o pozwolenie na cokolwiek, po prostu to robi. Stała się bardziej pewna swojej roli, tego co jest w stanie zrobić.
-Tom!- nagle ktoś uderzył o moją klatkę piersiową, w odruchu próbowałem podtrzymać ową osobę.
-Przepraszam- wyjąkałem i popatrzyłem na moją ofiarę. Trzymałem w rekach obiekt moich rozmyślań.
-Puść mnie po prostu- wysyczała przez zęby. Od razu zrobiłem to co kazała.- Czemu nie powiedziałeś nikomu gdzie jesteś?- zapytała z wściekłością w głosie.
-Poszedłem na trening, jak zawsze w piątek- wyglądała na zdziwioną tą informacją.
-No tak- odpowiedziała zakłopotana.- Twój ojciec przyszedł do nas i chce z tobą rozmawiać. Mówił coś o tym, że musi otworzyć ci oczy.
-Nadal jest u nas?- zapytałem, a ona pokiwała głową. Od razu ruszyłem biegiem w stronę naszego domku.
Wpadłem przez drzwi prosto do salonu. Tuż po mnie zrobiła to Mariel.
-O co chodzi?- zapytałem ojca stojącego przy oknie i patrzącego się na ogród.
-Nie wiem co sobie myślisz, ale nie waż się wracać do tamtej dziewczyny- powiedział powoli mój ojciec, wyraźnie wypowiadając każde słowo. Odwrócił się do mnie.- Rozumiesz? Nie zrobisz tego- po tych słowach ruszył do przedpokoju i po chwili usłyszałem trzaskające drzwi.
-O czym on mówił?- zapytał Mikołaj, który razem ze wszystkimi wyłonił się z kuchni.
-Właśnie. O co chodzi?- wtrąciła się Lola.
-On mówił o Karin, prawda?- zapytała Mariel zza moich pleców. Pokiwałem głową w odpowiedzi.- Chcesz wrócić do niej? Jako jej ochroniarz? Po tym wszystkim co wam zrobiła?- zaczęła podnosić głos.
-Czy ty oszalałeś?- wybuchnął Dante. Po raz pierwszy widziałem go w takim stanie.- Wczoraj na naradzie myślałem, że po prostu nie chcesz przy jej rodzicach powiedzieć kategorycznego nie.
-Zostawisz nas?- oburzyła się Lola.
-Pozwolisz komuś innemu zaopiekować się Mariel?- Mikołaj trafił w czuły punkt.
-Jak widzisz ją na obecną chwilę mało to obchodzi- odburknąłem za nim zorientowałem się co właściwie mówię.
Dziewczyna przeszła i stanęła naprzeciwko mnie. W jej oczach płonęła wściekłość.
-Okłamywałeś mnie, zatajałeś przede mną, że mam rodzinę. Nie raczyłeś powiedzieć mi, że to wszystko- wskazała salon ręką- to ściema, bo twój ojciec kazał ci ze mną być. A teraz śmiesz uważać, że z naszej dwójki to mnie nie obchodzi ta druga strona- już nie wyglądała na wkurzoną, w jej oczach zebrały się łzy.- Chciałam uratować jej życie, ona błagała mnie żebym zabrała od niej demona. Chciałam dobrze. Nie spodziewałam się, że sama wyrządzę nam większą krzywdę niż ona. Nie wymyśliłam, że po tym wszystkim wrócisz do niej.
Przestała na chwilę mówić, bo głos zaczął się jej łamać. Nikt nie zabrał głosu. Wszyscy stali za nią, naprzeciwko mnie. Jakby oni wszyscy występowali przeciwko mnie.
-Potrzebowałam czasu, żeby próbować zrozumieć dlaczego ukryłeś to wszystko przede mną. Nie brałam pod uwagę tego, że może faktycznie jestem dla ciebie marionetką w grze strażników. Taką samą jak dla wszystkich. Ale chyba się myliłam. Nie różnisz się niczym od swojego ojca. Jesteś taki sam. Zimny jak lud, potrafiący tylko myśleć o karierze.
Z jej oczu popłynęły łzy, już nie kryła się ze smutkiem. Patrzyła na mnie wielkimi zielonymi oczami pełnymi rozpaczy.
-Niczego nie udawałem. Kiedy mówiłem ci, co do ciebie czułem, była to tylko prawda- sięgnąłem do torby nadal przewieszonej przez moje ramie.- To przepustka, o ktorą prosiłaś. Da ci dostęp do archiwów.
Wzięła ode mnie identyfikator i popatrzyła prosto w oczy.
-Czy właśnie tak wygląda nasz koniec? Rozstajemy się w gniewie i poczuciu zdrady?- zacisnęła mocniej palce na kartoniku.- Podjąłeś już decyzję.
-Niestety chyba tak on właśnie wygląda- odpowiedziałem jej również patrząc prosto w oczy.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę mojej sypialni.
-Proszę cię nie rób tego- usłyszałem jeszcze jej szept.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńNo i już jest :D
Usuń