wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 34

-Ja również za nią nie przepadam- uśmiechnęłam się do starego przyjaciela.- Tato czemu nie powiedziałeś mi, że to Nate?
-Wiedziałem, że za raz popędzisz aby go zobaczyć, a tak to on musiał wykazać się chęcią poszukania Ciebie, znaczy Tiny- odpowiedział mi i popatrzył znacząco na mojego nowego partnera.- Ty niestety nie spełniłeś moich oczekiwań Nate. Mam nadzieję, że nadrobisz to następnym razem. Teraz przejdźmy do treningu.
Mój tata zawsze należał do ostrych i wymagających trenerów ale dzisiaj przeszedł samego siebie. Po niespełna dwu godzinnym treningu obydwoje byliśmy wykończeni i bez siły leżeliśmy na podłodze sali gimnastycznej, a nasz kat krążył nad nami.
-Musze przyznać z niechęcią, że obydwoje zawiedliście moje oczekiwania. Nie myślałem, że dwójka agentów wypełniających najważniejsze zadanie jest w tak słabej kondycji-powtarzał cały czas to samo w bardzo nieprzyjemny sposób.
-Tato daj spokój- zajęczałam próbując wstać.- Leżałam w szpitalu prawie trzy tygodnie-próbowałam się wytłumaczyć.
-Słaba wymówka moja miła- ojciec wściekł się chyba jeszcze bardziej.- Agent nigdy nie powinien wypaść z formy!
-Tato, ciesz się, że byłam w stanie utrzymywać zaklęcie przez ten czas i to w taki sposób, że ona go nie wyniuchała.
-Skoro już mowa o Mariel- wtrącił się Nate.- To jakim cudem ona jeszcze nie wyczuła u ciebie magii?
-Sama się zastanawiam mówiąc szczerze. Skoro kontaktowała się z matką naturą to musi mieć potężną moc, może po prostu nie umie jej jeszcze do końca użyć.
-To jest prawdopodobne, ale robi się co raz silniejsza i musisz spróbować ograniczyć z nią kontakt do minimum- mój ojciec nadal wyglądał jakby chciał nas zabić, ale złość z jego głodu już niknęła.
-Postaram się ale nic nie obiecuje. Możemy już iść?- z wysiłkiem wstałam z ziemi.
-Tak. Widzimy się jutro o 6- mojemu ojcu odpowiedział jęk niezadowolenia Nate’a
-Tato! Nie ma szans, żebym się tu dostała! Mam dwa cienie- przypomniałam mu. Mój ojciec na chwilę zamilkł patrząc się na mnie, wyglądał jakby myślał nad czymś bardzo intensywnie.
-Skontaktuje się z Cast’em, zobaczymy co da się zrobić- zamurowało mnie ze zdziwienia. Nie wiedziałam, że ten stary, kochający swój ciepły stołek strażnik odważył się prowadzić z nami jakiekolwiek rozmowy.
-Jesteś pewien, że on działa w naszej sprawie?
-Jeszcze nie całkiem, ale warto spróbować, a ty musisz być w formie, nie możemy odpuszczać treningów.
-Dobrze, do jutra w takim razie.
Ruszyłam do szatni gdzie zastałam Nate’a wychodzącego spod prysznica, miał zaledwie ręcznik owinięty na biodrach, a kropelki wody spływały mu z mokrych blond włosów. Jego ciało bardzo się zmieniło przez te pięć lat, każdy jego mięsień był mocno zarysowany na jasnej skórze, jego umięśnioną lewą pierś zdobił tatuaż, typowy znak dla każdego agenta, ja swój nosiłam na żebrach pod lewą piersią. Stałam tak i patrzyłam się na nowego Nate’a, byłam ciekawa jak bardzo się zmienił.
-Co się tak gapisz mała?- zapytał uśmiechając się przy tym szeroko.
-Zmieniłeś się- odpowiedziałam, jednak nie udzielił mi się jego radosny nastrój.
-Tylko troszkę wydoroślałem i przybrałem na masie- zauważył, że nie mam ochoty na żarty.- W środku jestem tym samym chłopcem, z którym pożegnałaś się prawie sześć lat temu- uśmiechnął się pokrzepiająco i podszedł do mnie na tyle blisko, że mój nos niemal dotykał jego klatki piersiowej. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego szare oczy.
-Za to ja nie wiem już kim jestem- wyszeptałam i opuściłam głowę.
-Hej- delikatnie położył dłoń na moim podbródku i sprawił, że musiałam się na niego patrzeć.- Wiem, że nasze życie nie należy do najłatwiejszych, a tym bardziej Twoje. Ja tylko udaje kogoś innego, ty się stajesz inną osobą, zmieniasz wygląd, sposób życia, nawet rasę. Ale tu- drugą ręką wskazał na moje serce- w środku wiesz jaka naprawdę jesteś, ono nie zapomina.
-Dziękuję- wydusiłam z siebie.- Cieszę się, że znów możemy mieć siebie. Tęskniłam.
-Ja też mała, ja też- po tych słowach przygarnął mnie mocno do siebie, dobrze było znaleźć się znów w bezpiecznych ramionach przyjaciela.
Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, każde z nas wiedziało, że jak tylko się puścimy będziemy musieli wyjść z szatni i na nowo ubrać nasze maski.
-Musimy się zbierać- powiedział cichutko obok mojego ucha.
-Wiem- niespiesznie odsunęłam się od niego. Podeszłam do mojej torby i wyjęłam z niej kosmetyczkę i ręcznik.
-Myślisz, że znajdziesz chwilę na potrenigową kawę?- zawołał za mną.
-Myślę, że tak- odkrzyknęłam zasuwając za sobą zasłonkę prysznica.
Wzięłam szybki, zimny prysznic dla otrzeźwienia umysłu. Kiedy wyszłam z szatni, Nate stał pod drzwiami na zewnątrz i rozmawiał z moim ojcem. Obydwoje zamilkli kiedy podeszłam do nich.
-Co się dzieje?- zapytałam widząc ich zmartwione miny.
-Nina dobrze się czujesz?- zapytał mnie tata z rzadko spotykaną troską w głosie.
-Tak, dlaczego pytasz?- popatrzyłam na niego uważnie.
-Tak po prostu córeczko- jego odpowiedź była zaskakująca, kochałam mojego ojca ale on nigdy nie był typem kochającego, wylewnego ojca uwielbiającego swoją jedyną córeczkę.
-Dobrze tato- uśmiechnęłam się i uścisnęłam go na odchodne.
-To gdzie jedziemy na kawę?- zapytałam mojego przyjaciela.
-Niedaleko stąd jest mała, cicha kawiarnia myślę, że uda nam się tam porozmawiać w spokoju. Jedź za mną.
Wsiadłam do mojego garbusa i ruszyłam za czarnym SUV’em Nate’a. Jechaliśmy drogą prowadzącą do małego górskiego miasteczka, wyglądało jak wymarłe, puste ulice, brak dzieci biegających po podwórkach, sygnalizatory świetlne wyłączone. Jedyną oznaką życia były tutaj dwa sklepy, których parkingi były pełne, to znaczy stało przed nimi dziesięć samochodów. Przejechaliśmy to malutkie centrum i trafiliśmy na parking malutkiej kawiarenki, która mieściła się w małym drewnianym domku. Zaparkowałam obok Nate’a i wysiadłam z samochodu.
-Naprawdę mała ta twoja kawiarenka- uśmiechnęłam się szeroko podchodząc do jego pojazdu.
-A czego się spodziewałaś? Jakie miasto taka kawiarnia. Za to mają przepyszną kawę i gorącą czekoladę- wysiadł z auta i podał mi ramię.
-Mam nadzieję, wiesz, że ciężko mnie zadowolić- chwyciłam jego ramię i ruszyliśmy w stronę domku.
W progu przywitał nas zapach świeżo mielonej kawy i cynamonowych ciasteczek, samo to sprawiało, że człowiekowi ślinka ciekła. O dziwo mieściło się to pięć stolików z czego trzy były zajęte. Wnętrze chatki było przytulne, ściany z ciemnego drewna, małe czarne stoliki przy których stały krzesła z obiciem w kolorze kawy z mlekiem. Na ścianach wisiały obrazki, wyglądające jak zdjęcia rodzinne. Na każdym stoliku stała mała lampka w kolorze obić.
-Nate! Jak dobrze cie widzieć kochanieńki!- powitała mojego towarzysza starsza pani stojąca za ladą.- Czemu tak dawno Cie tu nie było?- zganiła go.
-Wybacz babciu, miałem dużo pracy- babcia Nate’a tutaj, co robiła w małej wiosce zabitej dechami, powinna być w stolicy w agencji.
-Achh ta młodzież, wiecznie tylko praca- dawno już nie widziałam pani Inwood, odwiedziła kiedyś Nate’a podczas szkolenia, pamiętam, że przywiozła nam całe pudło cynamonowych ciastek. Teraz była już dużo starsza, jej włosy całkowicie przybrały siwy kolor, wiele zmarszczek na twarzy było efektem wieloletniej ciężkiej pracy.
-Babciu, nie wiem czy pamiętasz Nine?- wskazał na mnie rękę.
-Och oczywiście, że tak. Jak się masz kochana?- starsza pani od razu straciła złowrogą nutkę w głosie.
-Dobrze, dziękuję- uśmiechnęłam się delikatnie- To co z tą czekoladą?- zwróciłam się do Nate’a
-Babciu poproszę twoją najlepszą gorącą czekoladę i kawę z mlekiem.
-Możemy jeszcze prosić cynamonowe ciasteczka?- przypomniał mi się ich smak, babcia Nate’a była mistrzynią w swoim fachu.
-Oczywiście. Pewnie chcecie porozmawiać?- popatrzyła się na mojego przyjaciela, a on kiwnął głową.- W takim razie wejdźcie na górę, masz klucze.
-Chodź- wziął mnie za rękę i poprowadził za ladę.
Na zapleczu kryły się strome schody prowadzące na poddasze, Nate przepuścił mnie tak, że mogłam pierwsza wejść. Moim oczom ukazał się przytulny salon z dwoma kanapami przykrytymi puchatym, błękitnym kocem, przed nimi stał drewniany stolik kawowy. Naprzeciwko nich znajdował się mały kominek.  Tutaj wisiało jeszcze więcej rodzinnych zdjęć.
Usiadłam na kanapie, a chłopak wziął się za rozpalanie ognia.
-Opowiadaj co działo się u ciebie po tym jak ostatni raz się widzieliśmy. Skąd wzięłaś się w akademii?
-Jak dobrze wiesz mój ojciec to jeden z szefów agencji, kiedy doszła do nich informacja, że księżniczka jest w rękach strażników i po ukończeniu 16-stu lat ma trafić do Akademii stwierdził, że jest nam tam potrzebny odpowiedni człowiek. Znalazł dla mnie partnerkę, Jane, wilkołaczkę. Jednak żeby nasza przykrywka była wiarygodna ja również musiałam stać się wilkołakiem. W tym celu nauczyli mnie zaklęcia, które zmieniało mój wygląd oraz potrafiło wywołać przemianę. Nie jest to proste i jak tylko mogę nie przemieniam się podczas pełni. Tak znalazłyśmy się w Akademii jako porzucone dzieci wilkołaków, co było wtedy częste. Od tej pory żyłyśmy razem z Jane czekając na Mariel. Jednak Jane trochę zagubiła się w swojej misji i poznała Jake’a, zakochała się i nie miała już ochoty tropić młodej księżniczki.
-Nina?- zwrócił moją uwagę na siebie, siedział już naprzeciwko mnie i wziął mnie za rękę.- Jak bardzo siebie byłyście?
-Niezbyt blisko, dobrze wiesz, że moją pracę traktowałam bardzo poważnie już w wieku trzynastu lat.
-Mała, wiem, że może przesadzam, ale czy to ty ją zabiłaś? Na pewno zginęła od potężnego zaklęcia, każda czarownica będąca w tym domu mogła to wyczuć- zamurowało mnie. Wiedziała, że prędzej czy później ktoś oprócz mojego ojca się dowie. Ja sama nie pogodziłam się jeszcze z tym, że zamordowałam agenta, człowieka, moją partnerkę.
Przybliżył się do mnie i wziął mnie w ramiona, poczułam jak pierwsza łza spływa mi po policzkach. Ostatnio zdecydowanie za często płakałam.
-To był pierwszy raz, prawda?- wyszeptał wprost do mojego ucha.
-Tak, pierwszy raz kogoś zabiłam- wypowiedziałam po raz pierwszy te słowa, dopiero teraz naprawdę poczułam wagę tego co zrobiłam. Odebrałam komuś życie, tylko dla tego, że się zakochał i nie chciał już dłużej wypełniać swojej misji, dla tego żebym ja mogła się znaleźć bliżej swojego głównego celu.
-Boli tylko za pierwszym razem- chyba próbował mnie pocieszyć ale zadziałało to odwrotnie. Łzy płynęły już strumieniami.
-Ale ja nie chce kolejnego- wyjęczałam w jego ramię.
-Jesteś córką swojego ojca, pamiętaj o tym mała.
-Wiem, ale nie wiem czy chce nią być- odważyłam się na te słowa, choć wiedziałam, że mogę tego pożałować.
-Nina, jesteś do tego urodzona. Od zawsze byłaś we wszystkim najlepsza, najszybciej zrozumiałaś wagę idei naszych rodziców i dziadków. Wiesz jak ważna jest dla istot nadprzyrodzonych suwerenność, którą utracił ród Rosanigrum, a Exemplar’owie nam ją przywrócą. Stoję w cieniu od setek lat, są gotowi i doświadczeni, nie to co młoda Rosanigrum.
-Wiem. Przepraszam po prostu jest mi ciężko- naprawdę wiedziałam jak ważna jest nasza misja, prawowitym następcą tronu, o  których wszyscy zapomnieli byli członkowie starego rodu już wieki temu wyparci przez nowe czarownice, które postarały się aby po ich przodkach ślad zaginął. Jednak Exemplar’owie nigdy nie zapomnieli i pomału zbierali sprzymierzeńców wraz, z którymi czekali na odpowiedni moment aby tron powrócił do nich. Strachliwa królowa i jej mąż postąpili tak jakby sami chcieli stracić tron. Uciekając podburzyli tylko już nielubiące ich społeczeństwo. Naszą misją było wspomóc ród Exemplar w osiągnięciu ich celu.
-Pamiętaj, że zawsze jestem i mogę pomóc- puścił mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Dziękuję- podał mi kubek parującej ciemnej czekolady.
Nawet nie zauważyłam kiedy naczynia zmaterializowały się przed nami. Do jednaj ręki wzięłam napój do drugiej świeże ciastko cynamonowe.
Pogrążyliśmy się w rozmowie, nawet nie zauważyłam, że minęło tak dużo czasu dopóki moja komórka zaczęła dzwonić, a konkretniej nastawiony w niej budzik.
-Już jedenasta- zerwałam się na równe nogi.- Muszę wracać.
-Przecież do obiadu mamy jeszcze czas- zdziwił się Nate
-Tak, ale muszę jeszcze odrobić lekcje i zawsze jestem w jadalni przed wszystkimi- wyjaśniłam.- Muszę uciekać.
Ruszyłam do drzwi ale zatrzymało mnie krząknięcie.
-Zapomniałaś o Tinie.
Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
-Jak mogłam zapomnieć?- zajęczałam i zajęłam się moim wyglądem. Po chwili znów byłam wilkołaczką.
-Teraz już mogę iść, do jutra- uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam przed siebie.
-Dowidzenia pani Inwood- rzuciłam wychodząc zza lady.
-Dowidzenia kochanieńka- odpowiedziała mi starsza pani.
Pędem wsiadłam do mojego samochodu i ruszyłam w stronę akademii.

___________________

Cześć!

Ponownie muszę Was przeprosić za poślizg. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Jak podoba Wams się nowy rozdział? Zostawcie, proszę, komentarz ze swoją opinią.
Następny rozdział w weekend 9-10.06
Magda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz