piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 6

-Jakie to niesamowite- zapiszczała z radości Selene przechodząc przez bramę prowadzącą do osiedla.- Dużo uczniów tu mieszka?
-Jest tu około dwudziestu domków, cztery z nich są nie zamieszkane. Najczęściej są trzyosobowe, więc mieszka tu około sześćdziesiąt osób. To dużo według ciebie?- kontynuował rozmowę Dante. Odkąd wyszliśmy z dormitorium rozmawiają ze sobą bez chwili przerwy.
-Sporo, biorąc pod uwagę, że czesne musi być nieziemsko wysokie- odpowiedziała mu patrząc się wymownie.
-Moi rodzice nie są tak dziani jak ci się wydaje. Mój najlepszy kumpel to syn dyrektora, jak myślisz dlaczego tu mieszkam.
-No tak, to ma sens. Gdzie mieszkacie?- zapytała podekscytowana.
-Później wam pokarzemy. Jesteśmy już na miejscu- wtrącił się Tom i pokazał na domek naprzeciwko, którego staliśmy.
Był to piętrowy niewielki budynek, jak wszystko tu z czerwonej cegły. Ogrodzono go płotem z ciemnego drewna, trawnik z przodu domu był zadbany. Teraz tłoczyło się na nim kilkunastu nastolatków. Z otwartych drzwi i okien wylewała się na zewnątrz głośna muzyka.
-Aaa! Będzie cudownie!- ucieszyła się Selene i popędziła do przodu ciągnąc za sobą Dantego.
-Zostaliśmy sami- poinformował mnie Tom z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Mam nadzieję, że ty mnie nie zostawisz- mówiłam szczerą prawdę. Dziwnie czułam się w tłumie obcych osób.
-Oczywiście, będę twym rycerzem w lśniącej zbroi, wiernie pilnującym twojego boku- zażartował.
-Dziękuję- mój głos był daleki od uradowanego tony Sel.
-Chcesz tam wejść?- zapytał mnie kiedy mieliśmy przejść przez drzwi.
-Miałam zacząć nowe życie- powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.- Raz się żyje- powiedziałam głośniej i przekroczyłam próg.
Znalazłam się w pomieszczeniu o szarych ścianach przypominającym salon. Na potrzeby imprezy kanapy zostały przesunięte pod ściany tak, żeby na środku powstał parkiet taneczny, gdzie kilka par popisywało się już swoimi zdolnościami. Wśród nich dostrzegłam znajomą rudą postać.
-Chyba na ten wieczór straciłam towarzyszkę- zaśmiałam się pod nosem.
-Masz za to mnie!- żebym usłyszała jego słowa Tom musiał krzyczeć mi do ucha. Jak, więc usłyszał to co ja powiedziałam?- Chcesz poznać gospodarzy?- zapytał.
W odpowiedzi pokiwałam głową i dałam się prowadzić w nieznanym mi kierunku. Minęliśmy parkiet i udaliśmy się w stronę kuchni. Tu było zdecydowanie mniej ludzi, jednak drzwi nie wyciszyły zgiełku ani trochę. Tom poprowadził mnie w stronę pary wykładającej ciastka na półmisek.
-Tom! Miło cię widzieć- zawołał jak mniemam gospodarz.
-Ciebie również Danielu, mam nadzieję, że jesteś w formie- mój towarzysz klepnął drugiego w ramię.
-Oczywiście, panie kapitanie- zaśmiał się drugi.
-Jeszcze nie kapitan, Jake jest w tym roku w niezłej formie- skrzywił się.- Mniejsza o to, przedstawiam wam Mariel- przygarnął mnie ramieniem.- To jest Marta i Dawid- przedstawił nas sobie.
Wymieniłam uścisk dłoni najpierw z drobną blondynką o niebieskich oczach, następnie z jej męską wersją.
-Miło nam cię poznać- przywitała mnie Marta.- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić.
-Dziękuję, tez mam taką nadzieję- uśmiechnęłam się do niej.
-Nie daj się mu, on jest taki milutki tylko na samym początku- szepnął mi do ucha Dawid.
-Słyszałem to!- obruszył się Tom.
-Taka prawda, stary.
-Pomożesz mi roznieść półmiski?- zapytała mnie dziewczyna.- Dawno się nie widzieli, dajmy im pogadać.
-Jasne, nie ma problemu- odpowiedziałam i z radością wzięłam się do pomocy gospodyni.
-To ona?- usłyszałam jeszcze tylko pytanie Dawida.
Razem z Martą lawirowałyśmy między tańczącymi już nie bardzo trzeźwymi ludźmi podmieniając półmiski na te pełne.  Po chwili wróciłyśmy do kuchni.
-Może zrobimy sobie przerwę i sami zaczniemy się bawić?- Dawid podszedł do swojej dziewczyny i objął ją ramieniem.
-Wszystko już zrobione, możemy iść- pocałowała go w policzek i oboje wrócili do salonu.
Tom podszedł do mnie i podał mi plastikowy kubek. Nieufnie powąchałam napój.
-Spokojnie, to tylko cola- zaśmiał się.
-Nie śmiej się. Nie widzę zabawy w piciu alkoholu- wyjaśniłam upijając łyk coli.
-Ja również- jakby na dowód podsunął mi pod nos własny kubek.
-Mamy coś wspólnego- uśmiechnęłam się do niego.
-Może nie tylko to. Powiesz mi coś o sobie?
-A co byś chciał wiedzieć?- zapytałam siadając na jednym z kuchennych krzeseł.
-Dlaczego akurat Elitarna Akademia?- usiadł po drugiej stronie stołu.
-To nie był mój wybór-powiedziałam krótko i popatrzyłam na niego. Jego mina mówiła, że to nie wystarczające wytłumaczenie, więc kontynuowałam.- Moi rodzice znaleźli gdzieś ofertę tej szkoły i uznali, że na pewno mi się tu spodoba. Nie potrafiłam im odmówić, bardzo zależało im, żebym akurat tu dalej się kształciła. A ty? Rodzinna tradycja?
-Tak. Ojciec nie dał mi wyboru. Od małego mieszkam tu, naturalne było to, że zapisał mnie również do szkoły- odpowiedział. Widać było po nim, że nie lubi rozmawiać o swoim ojcu.
Muzyka nagle przycichła i zwolniła tempo.
-Masz ochotę zatańczyć?- zapytał podnosząc się z miejsca.
-Ja.. Raczej nie- próbowałam się wykręcić, nie przepadałam za tłumnymi miejscami.
-Nic ci się nie stanie. Rycerz, stróż, pamiętasz?- przekonywał mnie.
-No dobrze- dałam się wziąć za rękę i poprowadzić na parkiet.
Zaprowadził mnie na skraj tłumu znajdującego się na parkiecie, stanął naprzeciwko mnie i popatrzył mi w oczy.
-Mogę?- zapytał kładąc ręce na mojej talii. W odpowiedzi pokiwałam głową i objęłam jego szyję.
Tańczyliśmy pomału kręcąc się w okuł własnej osi. Kiedy piosenka skończyła się, a z głośników ponownie popłynęła szybka, skoczna melodia Tom puścił mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Było aż tak źle?
-Nie. Nie było- odpowiedziałam mu i miałam coś dodać kiedy nagle Selene wpadła na nas.
-Tu jesteście! Wszędzie was szukaliśmy- ucieszyła się.
-No to znaleźliście- odpowiedziałam patrząc się wesoło na moją współlokatorkę.
Przez dłuższy czas tańczyliśmy wszyscy razem, od czasu do czasu robiąc przerwę na krótką rozmowę.  Z czasem ludzi na parkiecie przybywało i już nie mieliśmy bezpiecznego miejsca na skraju całej grupy. W pewnym momencie z każdej strony otoczyli nas ludzie, a ja zaczęłam się czuć nieswojo. Panicznie bałam się tłumów, a tym bardziej bycia w środku nich. Zawsze trzymałam się na uboczu, kiedy tylko znalazłam się w środku wpadałam w panikę. Tym razem nie było tak źle, jednak nie czułam się z tym dobrze. Tom chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo od chwili przyglądał mi się intensywnie.
-Wszystko w porządku?- zapytał. Pokręciłam przecząco głową.
-Chcesz wyjść na zewnątrz?- przytaknęłam mu.
Wziął mnie za rękę i zaczął torować sobie drogę w stronę wyjścia do ogrodu. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, głęboko nabrałam Świeżego powietrza i przysiadłam na brzegu tarasu.
-Już dobrze?- zapytał dołączając do mnie.
-Tak- odpowiedziałam słabym głosem.
-Mogę zapytać co się stało?- objął mnie ramieniem i lekko przygarnął do siebie. Dopiero teraz poczułam, że cała się trzęsłam.
-Panicznie boję się tłumów- odpowiedziałam mu opierając głowę na jego ramieniu. Strach pomału opuszczał moje ciało.
-Przepraszam- usłyszałam w jego głosie prawdziwą skruchę, naprawdę obarczał się winą.
-Nie masz za co. Wiedziałam na co się piszę, ty nie- podniosłam głowę i odsunęłam się od niego.
-Często miewasz ataki paniki?- zapytał.
-Nie. Zdarzają się tylko kiedy znajdę się sama, a dookoła nie będzie nikogo kto wie, że trzeba mnie wyprowadzić.
-Wywołuje je tylko tłum?- dopytywał.
-Tak. Nie zdarzyło się to w innej sytuacji- wyjaśniłam.
Reszta imprezy zleciała nam na wspólnej rozmowie na tarasie. Około północy goście zaczęli się rozchodzić, więc i my postanowiliśmy znaleźć naszych towarzyszy. Po wejściu do salony uderzyła w nas muzyka nadal płynąca z głośników. Odnalezienie ich nie zajęło nam dużo czasu, gdyż nadal znajdowali się na parkiecie.
-Zbieramy się- ogłosił Tom podchodząc do roztańczonej dwójki.
-Już?- zapytała zatroskana Sel.
-Wszyscy zbierają się już do wyjścia- wyjaśnił jej blondyn.
-No dobrze- ze smutkiem w oczach ruszyła za nami w stronę wyjścia.
Pożegnaliśmy się z gospodarzami i znaleźliśmy się ponownie na małej uliczce.
-Odprowadzicie nad do dormitorium?- zapytała rudowłosa.
-Właściwie, to nie chce nam się tłumaczyć przed opiekunem waszego budynku. Może przenocujecie u nas? Jutro i tak jest sobota.- zaproponował Dante. Kolejna dziwna rzecz dotycząca tej szkoły. Rok szkolny, to zawsze piątek. Dlaczego? Nikt nie wie.
-Mariel?- Sel popatrzyła w moją stronę.
-Nie mamy innego wyjścia- odpowiedziałam jej i zobaczyłam radość, która na nowo ją wypełniła.
-Prowadźcie.
Doszliśmy do jednego z ostatnich domków na ulicy, oprócz niego stały tu jeszcze dwa domki i jedna ogromna willa, która wyglądała na niezamieszkałą.
-A to czyje?- zapytała Sel wskazując na monstrualny w porównaniu do pozostałych budynek.
-Dom. Nadal czek na swojego właściciela- wyjaśnił jej Dante otwierając drzwi do ich domku.
Ukazał się nam widok salonu, w którym żaden mebel nie pasował do poprzedniego. Naprzeciw wejścia mieścił się murowany kominek, a nad nim wisiała dość duża plazma. Na podłodze, Knapie i łóżku leżały rozrzucone rzeczy właścicieli.
-Jesteście tu od dwóch dni, a ten pokój wygląda tak?- upewniła się moja współlokatorka.
-On tu mieszka cały rok- próbował bronić się Dante.
-A ty nie, a większość tych rzeczy jest twoja- zaśmiał się Tom.- Zaprowadzę was do wolnego pokoju.
Poprowadził nas schodami na piętro, gdzie pokazał nam drzwi do jednego z pokoi.
-Masz może dla nas coś, w co mogłybyśmy się ubrać?- zapytała ruda.
-Postaram się coś znaleźć- odpowiedział i zniknął w innych drzwiach.
My weszłyśmy do pokoju, który wyglądał jak świeżo po remoncie. Białe ściany biły po oczach świeżością koloru. Łóżko z jasnego drewna wyglądało na nieużywane. Oprócz niego w pokoju nie znajdowało się nic więcej.
-Będą wam musiały wystarczyć nasze koszulki- powiedział podając je nam.- Łazienka jest za tamtymi drzwiami. Dobranoc- dodał i wyszedł.
Po krótkiej wizycie w toalecie obie byłyśmy gotowe do snu. Położyłyśmy się obok siebie. Początek ataku dał mi się we znaki, więc byłam bardzo zmęczona, ledwie położyłam głowę na poduszce i odpłynęłam.
Obudziłam się, kiedy Sel jeszcze spała. Nie chcąc jej obudzić wyszłam po cichu z pokoju i zeszłam do salonu. Nasi gospodarze nie poszli spać tak szybko jak my, pokój został dokładnie posprzątany. Podeszłam do kominka, na którym zauważyłam ramki ze zdjęciami. Stało tam kilka ramek, a w nich zdjęcia przedstawiające trójkę znajomych.  Na pierwszym z nich trójka dzieci około dziesięcioletnich stoi z szerokimi uśmiechami w równym rządku, na drugim Tom razem z Dantem siedzą na kartonowych pudłach w salonie, w którym ja tera stoję.  Ostatnie zdjęcie przedstawiało ta samą trójkę znajomy, jednak byli starsi i stali przed drzwiami swojego nowego domu. Wszyscy byli szeroko uśmiechnięci. Tom obejmował na tym zdjęciu dziewczynę, dziewczynę identyczną jak ja.
Zamarłam z przerażenia. Tom miał rację mówiąc, że wyglądam jak bliźniaczka Karin.
Nagle usłyszałam kroki na chodach, odłożyłam szybko zdjęcia na miejsce i obróciłam się chcąc zobaczyć kto to.
-Już nie śpisz?- przywitał mnie głos Toma.
-Tak się składa, że nie- nie mogłam się powstrzymać.- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że dobrze ją znałeś?- zapytałam na jednym wdechu.
-Nie lubię o tym rozmawiać- odpowiedział po chwili dobrze wiedząc o kogo mi chodzi.- Odeszła zostawiając mnie samego. Nawet Dantemu i mnie nie powiedziała co się z nią dzieję, gdzie odeszła. To nie łatwy temat. Przepraszam, ale nie chce o tym rozmawiać.
Widać było po nim, że Karin nie była tylko jego przyjaciółką z dzieciństwa,  a kimś więcej.
-Dobrze. Nie musimy- uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. Jednak ta sprawa nie dawała mi spokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz