Zbliżał się dzień
wyjazdu Mariel na przerwę świąteczną. Miał być to dla niej ważny okres, choć
jeszcze o tym nie wiedziała. Mój ojciec wraz z radą podjął decyzję, że trzeba
jej powiedzieć kim jest. Twierdzą, że to pomoże w chronieniu jej. Do jej opieki
został przydzielony kolejny Strażnik. Miał dzisiaj przyjechać do Akademii wraz
ze swoim tatą, który miał brać udział w eskorcie Mariel do domu. Dzisiaj Selen
porwała ją na babski dzień. Stwierdziła, że dobrze zrobi im dzień bez chłopców.
Za to ja miałem czas na przemyślenie tego co powiem mojej dziewczynie, nie
chce, żeby prawdy o mnie musiała dowiedzieć się od kogoś obcego. Niestety żeby
to zrobić musiałam przywołać wspomnienia dotyczące tamtych wydarzeń.
Wiosenne słońce grzało przyjemnie kiedy wracałem z treningu po telefonie Karin, nie mogła się doczekać aby mi coś powiedzieć.
Wiosenne słońce grzało przyjemnie kiedy wracałem z treningu po telefonie Karin, nie mogła się doczekać aby mi coś powiedzieć.
Wszedłem
do jej pokoju bez pukania, zawsze tak robiłem, przecież nie miała czego przede
mną ukrywać.
-Nareszcie
jesteś!- krzyknęła pełna entuzjazmu i rzuciła mi się na szyję.
-Cześć
stary- rzucił Dante z krzesła stojącego przy biurku.
-Wytłumaczy
mi ktoś co my tu robimy?- zapytałem.
-Moi
rodzice pozwolili nam jechać do ich domku w górach na całe ferie wiosenne -zapiszczała
Karin.
Bardzo
spodobał mi się ten pomysł, tydzień z daleka od ojca i szkoły dobrze by mi
zrobił.
-Kiedy
jedziemy?
-W
sobotę z samego rana! Możesz wziąć swój samochód?- Karin nadal piszczała ze
szczęścia.
-Jasne,
w końcu jest mój.
-To
dobrze, a teraz sio! Muszę się spakować- zawołała i wyrzuciła nas z pokoju.
Byliśmy już spakowani, nasze walizki były w bagażniku mojego nowego samochodu.
Byliśmy już spakowani, nasze walizki były w bagażniku mojego nowego samochodu.
-No
to ruszamy w drogę!- zawołała Karin włączając muzykę.
-Szykuje
się niezapomniany tydzień!- poparł ją Dante, a ja przekręciłem kluczyk w
stacyjce i wyjechaliśmy poza mury szkoły. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze jak
bardzo będzie, to niezapomniany tydzień.
Po
prawie trzygodzinnej drodze dotarliśmy na miejsce, zaparkowałem pod małym
drewnianym domkiem.
-Ale
tu jest ładnie- stwierdził Dante wychodząc z samochodu i podziwiając widoki.
-No
jasne, inaczej nie ciągnęłam by was tutaj- zaśmiała się Karin.
-Dante
choć tutaj, nie będę robił za boja hotelowego!- krzyknąłem do kumpla, który
zjawił się od razu.
-No
jestem jestem.
Wyciągnęliśmy
walizki i ruszyliśmy w stronę domku, w którym czekała już czarnowłosa.
Położyliśmy bagaże w salonie i odnaleźliśmy moją dziewczynę krzątającą się po
kuchni.
-Głodni?-
zapytała.
-I
to jeszcze jak!- odparliśmy jednocześnie. Usiedliśmy przy blacie kuchennym i
przyglądaliśmy się dziewczynie przygotowującej jedzenie.
-Nie
patrzcie się na mnie!- krzyknęła.- Przydajcie się na coś. Pierwszy pokój po
lewej jest wasz, a ten po prawej mój, no już ruchy! Możecie się rozpakować, a
ja was zawołam jak skończę.
Pierwsze
trzy dni minęły nam bardzo mile, pełne zabaw i wycieczek górskich. Wieczorami
często podziwialiśmy jak Karin ćwiczy zaklęcia, było to coś pięknego, z reguły
bawiła się wodą z oczka znajdującego się w ogrodzie, kiedy indziej korzystała z
płomyczków na świeczkach. To co robiła zapierało dech w piersiach. Dobrze
wiedzieliśmy, że jest ślina, ale także bezbronna. Ona tez o tym widziała
dlatego trenowała codziennie, bo w szkole nie miała takiej możliwości. Nie
umiałaby się wytłumaczyć gdyby ktoś ją zobaczył.
W
czwartek siedzieliśmy na tarasie ciesząc się piękną pogodą. Nagle Karin
poderwała się z krzesła i podbiegła do nas z trzymaną w rękach książką.
-Patrzcie!-
krzyknęła, a my posłusznie przeczytaliśmy, to co nam pokazała.
-Chyba
nie chcesz tego zrobić?
-To
moja jedyna szansa, żeby przeżyć. Nie rozumiesz, on na nas poluję, a ja mam
tylko was do obrony, sama nie jestem w stanie nic zrobić!- krzyknęła obrażona
na mnie.
-Ale
to niebezpieczne! Możesz zginąć!- odwarknąłem wściekły, że wpadła na taki głupi
pomysł.
-Wolę
zginąć, próbując się uratować, nić z rąk tego obrzydliwca!- wykrzyczała mi
prosto w twarz i porwała książkę.- Jeśli mi nie pomożecie i tak spróbuję.
-Dobrze
już dobrze. Czego potrzebujesz?- poddałem się wiedziałem, że i tak ona wygra.
-Znajdziecie
jak najwięcej świec i ułóżcie naokoło oczka wodnego- rozkazała, a sama zniknęła
w domu.
Postanowiła
rzucić na siebie jakąś stara klątwę, która będzie czerpała moc z żywiołu ognia
i wody, aby dodać jej sił i mocy. Jednym problemem było, to że nie tylko musi
rzucić zaklęcie, musi wpuścić w siebie demona. Brzmiało to okropnie i nieprawdopodobnie.
Demony, to cienie chowające się po kontach. Najczęściej są do dusze czarownic,
które zginęły podczas majstrowania z czarną magią.
Przynieśliśmy
świece i ułożyliśmy tak jak o to prosiła, a ona sama przyniosła wielką księgę
zaklęć i obwieściła, że jest gotowa.
Stanęła
pomiędzy świecami, a wodą i zaczęła mamrotać coś pod nosem. Na początku nic się
nie działo, ale nagle zauważyliśmy czarną postać zbliżającą się do dziewczyny,
nieznajoma podeszła do czarnowłosej i położyła rękę na jej sercu i wtedy
zaczęła się dziać. Ogienki w świecach sięgały metra wysokości, a woda w małym
zbiorniczku zaczęła się gotować. Karin wytrzeszczyła oczy z przerażenia, a
czarna postać weszła w nią, tak po prostu weszła w moją dziewczynę, Czarnowłosa
wydała się z siebie mrożący krew w żyłach pisk i opadła na ziemię. Wszystko się
uspokoiło i wróciło do normy, a ona się nie podnosiła. Zabroniła nam wychodzić
z domu do póki nie skończy, ale leżała tam nie przytomna. Nie wytrzymałem i
pobiegłem do niej, dziewczyna nie oddychała, miała zamknięte oczy, nie byłem
wstanie wyczuć pulsu. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. Pobiegliśmy do domu aby
zadzwonić po Strażników, kiedy wróciliśmy już jej nie było.
Musieliśmy wrócić do Akademii przygotowani na gniew naszych rodziców i przełożonych. Prawie straciliśmy pracę, zaufania ojca już nigdy nie odzyskam.
Ni byłem gotów powiedzieć o tym Mariel, ale wiedziałem, że muszę. Nie ważne jakie będą tego konsekwencję.
Musieliśmy wrócić do Akademii przygotowani na gniew naszych rodziców i przełożonych. Prawie straciliśmy pracę, zaufania ojca już nigdy nie odzyskam.
Ni byłem gotów powiedzieć o tym Mariel, ale wiedziałem, że muszę. Nie ważne jakie będą tego konsekwencję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz