wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 14

Zbliżał się dzień wyjazdu Mariel na przerwę świąteczną. Miał być to dla niej ważny okres, choć jeszcze o tym nie wiedziała. Mój ojciec wraz z radą podjął decyzję, że trzeba jej powiedzieć kim jest. Twierdzą, że to pomoże w chronieniu jej. Do jej opieki został przydzielony kolejny Strażnik. Miał dzisiaj przyjechać do Akademii wraz ze swoim tatą, który miał brać udział w eskorcie Mariel do domu. Dzisiaj Selen porwała ją na babski dzień. Stwierdziła, że dobrze zrobi im dzień bez chłopców. Za to ja miałem czas na przemyślenie tego co powiem mojej dziewczynie, nie chce, żeby prawdy o mnie musiała dowiedzieć się od kogoś obcego. Niestety żeby to zrobić musiałam przywołać wspomnienia dotyczące tamtych wydarzeń.
Wiosenne słońce grzało przyjemnie kiedy wracałem z treningu po telefonie Karin, nie mogła się doczekać aby mi coś powiedzieć.
Wszedłem do jej pokoju bez pukania, zawsze tak robiłem, przecież nie miała czego przede mną ukrywać.
-Nareszcie jesteś!- krzyknęła pełna entuzjazmu i rzuciła mi się na szyję.
-Cześć stary- rzucił Dante z krzesła stojącego przy biurku.
-Wytłumaczy mi ktoś co my tu robimy?- zapytałem.
-Moi rodzice pozwolili nam jechać do ich domku w górach na całe ferie wiosenne -zapiszczała Karin.
Bardzo spodobał mi się ten pomysł, tydzień z daleka od ojca i szkoły dobrze by mi zrobił.
-Kiedy jedziemy?
-W sobotę z samego rana! Możesz wziąć swój samochód?- Karin nadal piszczała ze szczęścia.
-Jasne, w końcu jest mój.
-To dobrze, a teraz sio! Muszę się spakować- zawołała i wyrzuciła nas z pokoju.
Byliśmy już spakowani, nasze walizki były w bagażniku mojego nowego samochodu.
-No to ruszamy w drogę!- zawołała Karin włączając muzykę.
-Szykuje się niezapomniany tydzień!- poparł ją Dante, a ja przekręciłem kluczyk w stacyjce i wyjechaliśmy poza mury szkoły. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze jak bardzo będzie, to niezapomniany tydzień.
Po prawie trzygodzinnej drodze dotarliśmy na miejsce, zaparkowałem pod małym drewnianym domkiem.
-Ale tu jest ładnie- stwierdził Dante wychodząc z samochodu i podziwiając widoki.
-No jasne, inaczej nie ciągnęłam by was tutaj- zaśmiała się Karin.
-Dante choć tutaj, nie będę robił za boja hotelowego!- krzyknąłem do kumpla, który zjawił się od razu.
-No jestem jestem.
Wyciągnęliśmy walizki i ruszyliśmy w stronę domku, w którym czekała już czarnowłosa. Położyliśmy bagaże w salonie i odnaleźliśmy moją dziewczynę krzątającą się po kuchni.
-Głodni?- zapytała.
-I to jeszcze jak!- odparliśmy jednocześnie. Usiedliśmy przy blacie kuchennym i przyglądaliśmy się dziewczynie przygotowującej jedzenie.
-Nie patrzcie się na mnie!- krzyknęła.- Przydajcie się na coś. Pierwszy pokój po lewej jest wasz, a ten po prawej mój, no już ruchy! Możecie się rozpakować, a ja was zawołam jak skończę.
Pierwsze trzy dni minęły nam bardzo mile, pełne zabaw i wycieczek górskich. Wieczorami często podziwialiśmy jak Karin ćwiczy zaklęcia, było to coś pięknego, z reguły bawiła się wodą z oczka znajdującego się w ogrodzie, kiedy indziej korzystała z płomyczków na świeczkach. To co robiła zapierało dech w piersiach. Dobrze wiedzieliśmy, że jest ślina, ale także bezbronna. Ona tez o tym widziała dlatego trenowała codziennie, bo w szkole nie miała takiej możliwości. Nie umiałaby się wytłumaczyć gdyby ktoś ją zobaczył.
W czwartek siedzieliśmy na tarasie ciesząc się piękną pogodą. Nagle Karin poderwała się z krzesła i podbiegła do nas z trzymaną w rękach książką.
-Patrzcie!- krzyknęła, a my posłusznie przeczytaliśmy, to co nam pokazała.
-Chyba nie chcesz tego zrobić?
-To moja jedyna szansa, żeby przeżyć. Nie rozumiesz, on na nas poluję, a ja mam tylko was do obrony, sama nie jestem w stanie nic zrobić!- krzyknęła obrażona na mnie.
-Ale to niebezpieczne! Możesz zginąć!- odwarknąłem wściekły, że wpadła na taki głupi pomysł.
-Wolę zginąć, próbując się uratować, nić z rąk tego obrzydliwca!- wykrzyczała mi prosto w twarz i porwała książkę.- Jeśli mi nie pomożecie i tak spróbuję.
-Dobrze już dobrze. Czego potrzebujesz?- poddałem się wiedziałem, że i tak ona wygra.
-Znajdziecie jak najwięcej świec i ułóżcie naokoło oczka wodnego- rozkazała, a sama zniknęła w domu.
Postanowiła rzucić na siebie jakąś stara klątwę, która będzie czerpała moc z żywiołu ognia i wody, aby dodać jej sił i mocy. Jednym problemem było, to że nie tylko musi rzucić zaklęcie, musi wpuścić w siebie demona. Brzmiało to okropnie i nieprawdopodobnie. Demony, to cienie chowające się po kontach. Najczęściej są do dusze czarownic, które zginęły podczas majstrowania z czarną magią.
Przynieśliśmy świece i ułożyliśmy tak jak o to prosiła, a ona sama przyniosła wielką księgę zaklęć i obwieściła, że jest gotowa.

Stanęła pomiędzy świecami, a wodą i zaczęła mamrotać coś pod nosem. Na początku nic się nie działo, ale nagle zauważyliśmy czarną postać zbliżającą się do dziewczyny, nieznajoma podeszła do czarnowłosej i położyła rękę na jej sercu i wtedy zaczęła się dziać. Ogienki w świecach sięgały metra wysokości, a woda w małym zbiorniczku zaczęła się gotować. Karin wytrzeszczyła oczy z przerażenia, a czarna postać weszła w nią, tak po prostu weszła w moją dziewczynę, Czarnowłosa wydała się z siebie mrożący krew w żyłach pisk i opadła na ziemię. Wszystko się uspokoiło i wróciło do normy, a ona się nie podnosiła. Zabroniła nam wychodzić z domu do póki nie skończy, ale leżała tam nie przytomna. Nie wytrzymałem i pobiegłem do niej, dziewczyna nie oddychała, miała zamknięte oczy, nie byłem wstanie wyczuć pulsu. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. Pobiegliśmy do domu aby zadzwonić po Strażników, kiedy wróciliśmy już jej nie było.
Musieliśmy wrócić do Akademii przygotowani na gniew naszych rodziców i przełożonych. Prawie straciliśmy pracę, zaufania ojca już nigdy nie odzyskam.
Ni byłem gotów powiedzieć o tym Mariel, ale wiedziałem, że muszę. Nie ważne jakie będą tego konsekwencję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz